środa, 28 sierpnia 2013

Jestę licealitkę

Właśnie wróciłam z klasowego spotkania. Ludzie z nowej klasy są extra: inteligentni, z poczuciem humoru, otwarci i mili. To tak jeśli chodzi o pierwsze wrażenie. Poznamy sie w trakcie, jak na razie jestem pozytywnie naładowana na cały rok! :) Moja chandra jak na razie minęła. I mam wielką ochotę czegoś się pouczyć.
Pozdrawiam!

wtorek, 27 sierpnia 2013

Rozkręcona

To wtedy, kiedy perfidnie robiłeś inaczej niż wszyscy, na złość, by wywołać we mnie drgawki, coś zaczęło mnie do Ciebie przyciągać.Ach,miłość, miłość, zaszumiała w głowach. Tak już zostało.
Dziś jestem nieźle rozkręcona - nie wiem już do końca nic. Niby wszystko jasne, ale mam w sobie ziarenko niepewności, natrętne myśli, które nie dadzą mi już dzisiaj zasnąć.
Tak źle jest mi być sobą: nieogarniętą, wrażliwą(znaczy przewrażliwioną) i robiącą z siebie kompletną idiotkę przy osobach, na których mi zależy.  Denerwuje mnie fakt, że jestem po prostu człowiekiem: któremu psuje się fryzura, a tusz do rzęs spływa na dolną powiekę. Nie podoba mi sie, że mam te wielkie rumieńce i gdzie się nie dotknę, to zostaje ślad! Mam wrażenie, że nie pasuję do tego świata i do bycia człowiekiem. Może jednak jest jakiś inny świat, gdzie są ludzie idealni, którym wszystko wychodzi? Nie wiem, boję sie tylko, że nie jestem wystarczająco "dobra", by komuś się chciało zainteresować mną. Nic już nie wiem, bo się rozkręciłam...A co jeśli jest więcej ludzi, którzy są ode mnie lepsi?
Haha, zacznijmy snuć 100000 teorii, zacznijmy wściekać się na to, że nie wyglądamy tak, jakbyśmy chcieli, nie myślimy tak, jakbyśmy chcieli i nie jesteśmy tymi,którymi byśmy być pragnęli. Jedno jest pewne: zawsze nienawidziłam swojego odbicia w lustrze, swojego głosu i siebie wewnątrz. Zawsze siebie nienawidziłam. Spychałam to tylko na sam dół myśli, zamykałam drzwi, przekręcałam klucze... Always i forever! Mimo, że zaczęły mi się kręcić włosy, mimo, że zmieniłam się, gdy zaczęłam dojrzewać, mimo, że czasem coś namaluję i jacyś mili powiedzą, że ładnie, to nie potrafiłam i nigdy nie chciałam się zaakceptować. To chyba mój największy błąd. Ale inaczej już nie potrafię. Nigdy nie będę pewna siebie.
A jeśli okaże się, że niektórzy nie mogą ze mną wytrzymać i mają mnie dość? Nie będę się wściekać, życie takie już jest, ostatecznie i tak kiedyś umrę, więc tak naprawdę, co ma teraz sens? Nasze życie nie ma sensu, bo kiedyś, nieważne co osiągniemy, i tak będziemy gnić pod stertą ziemi. Dlatego nie będę się załamywać, poczekam na swoją kwaterkę i pomnik. Po co się w tym życiu tak stresować? Zawsze można być zakonnicą.
Musze w końcu zasypiać spokojnie. Będę spokojna. Ostatecznie: co by się nie stało i tak kiedyś umrę. Nie wiem, dlaczego,ale od tego stwierdzenia robi mi się jakby lepiej. Widzicie. Takie życie.

niedziela, 25 sierpnia 2013

Przepełniona, przeszczęśliwa.


Ostatnie dni są tak szczęśliwe. Każdego ranka budzę się z nową myślą: Dziś jest nowe i jeszcze lepsze niż wczoraj. Radość rozpromienia mnie całą, emanuję dziecięcą miłością, jestem jak dziesięciolatka zamknięta w ciele nastolatki. Patrzę w lustro i zapominam, że tam jestem. Myślami szybuję daleko, daleko przed siebie, aż dojadę autobusem na przystanek. Wszystko jest takie bajeczne, powiedziałabym: śliczniaste, że nie wierzę, że naprawdę tego doświadczam.
    Dziś również obudziłam się wcześnie i wpatrywałam się w sufit z głupim wyrazem twarzy. Ach, wszędzie jeszcze były okruszki złota, zostawione po nocy. Po niewidzialnych skrzatach, które wszędzie kładły złote diamenciki. Nie mogłam się widać dobrze obudzić, bo zniknęły dopiero po chwili. Otworzyłam okno i wpuściłam powietrze. Wszystko takie proste i oczywiste. Przede mną cała sobota. Brzmi interesująco, prawda?? Śniadanie było radosne, sok z lodówki przyjemnie zimny, a suszarka mniej niszczyła mi końcówki loków. Nie robiłam zupełnie nic: wspominałam tylko wakacje, które dobiegają końca, oglądałam zdjęcia znad morza i marzyłam o przyszłości.
     Żeby uczcić radość, która mnie przepełnia, pojechałam do Olimpu i upolowałam prześliczny sweterek. A potem wieczorny trening i Lana, piękna Lana, która mi śpiewa i śpiewa.
Będę bardzo niepoprawna, gdy wstawię właśnie tę piosenkę, ale to mój blog i mogę wstawiać, co tylko chcę :



Pozdrawiam Was z blaskiem tysiąca gwiazd!!!

piątek, 23 sierpnia 2013

"Potrafimy kochać i marzyć, dlatego wszyscy jesteśmy zwycięzcami"

    Kocham ten stan, gdy idę szarym chodnikiem wśród smutnych ludzi, patrzących na szarą pogodę, i uśmiecham się do nich jak głupi do sera. I widzę prawdziwe barwy, które mienią się, każda na inny kolor i świat nie jest już szary, lecz kolorowy. I wdycham mocno powietrze, żeby sprawdzić, czy na pewno żyję. A świeżość i radość przepełniają mnie całą i wtedy zdaje mi się, że czuję ten cudowny zapach. Wtedy oddycham jeszcze głębiej i przywołuję go jeszcze silniej. I ludzie patrzą się na mnie, a ja na nich i uśmiecham się jeszcze bardziej. Wtedy jesteś tuż obok. Wprost w moich myślach. I jakże jest wtedy we mnie cicho.Tak nieśmiało grzeszą moje myśli... Przygarniam Cię do serca i proszę, żebyś tam zamieszkał, wśród tętniących światłem miłości żył i tętnic. I jak w tych wszystkich piosenkach, widząc Cię w czarnych dresach, śpiewam: Can you feel my heartbeat? 
A potem jestem w swoim pokoju. I miłość zamienia się w sztukę. Tak prosto: kilka kresek, cień, kreska tu i kreska tam. I patrzę na kwiaty uczucia. Duma wznosi mnie tak wysoko, że boję się, że zaraz spadnę. Nie, jeszcze nie, będę drżała na krawędzi szaleństwa, z dwiema kostkami mlecznej czekolady z nadzieniem truskawkowym w ustach,poczekam, aż będzie w pobliżu ktoś, kto mnie złapie, nim się rozbiję o szary chodnik, wśród szarej pogody, na szarym świecie. A wtedy będziemy z uporem dalej kolorować codzienność własnymi barwami. I będę już tylko grać Lanę Del Rey, cicho nucąc: Heaven is a place on earth with you.
PS: Tak. Zbyt się wyraziłam. Zapomniałam napisać, żebyście nie czytali.

środa, 14 sierpnia 2013

Deklaracja misji życiowej

Książki do I liceum leżą sobie grzecznie na półeczce pod biurkiem i roznoszą zapach nowych karteczek i gumowych okładek. Ach... Korzystając z okazji, pomyślałam, że nadszedł wreszcie czas, by napisać deklarację misji życiowej. Pomyślałam, że najlepiej będzie, jeśli zrobię to tutaj. Czytelnie, elegancko : po prostu idealnie. Dla tych, którzy nie wiedzą, co to takiego: jest to prywatne credo albo motto, według którego postępujesz. To taki plan na całe Twoje życie. Brzmi obiecująco, prawda? Też tak myślę. A teraz jest najlepszy moment.  Idę do nowej szkoły, gdzie czyhają na mnie różne pytania, na które muszę znać odpowiedzi. Mam swojego Kocurka o złotych oczętach, mam przyjaciół, mam rodzinę. Jestem szczęściarą, po prostu. Nie mogę tego zaprzepaścić.

MOJA DEKLARACJA MISJI ŻYCIOWEJ

Nie zamartwiam się na zapas.
Dbam o prawdziwych przyjaciół, ale znajduję też czas dla siebie.
Optymistycznie patrzę w przyszłość i wierzę w siebie.
Realnie, obiektywnie, z dystansem oceniam sytuacje.
Zasypiam w spokoju, z czystym sumieniem.
Najpierw staram się zrozumieć, dopiero później być zrozumianym.
Jestem spokojna o swoją przyszłość, wierzę w uczciwość przyjaciół.
Mówię to,co czuję, myślę, bez owijania w bawełnę.
Robię to,co jest zgodne z moimi przekonaniami.
Wkładam duszę we wszystko,co robię.
Mam wpływ na losy mojego życia.


To już koniec mojej deklaracji. Napisałam ją w czasie teraźniejszym, bym podświadomie w to uwierzyła i łatwo postępowała w sposób, jaki mi się wymarzył.
A oto przed Wami 7 nawyków:
1. Bądź kowalem swojego losu.
2. Zaczynając coś, okresl cel działania.
3.Najpierw najważniejsze.
4.Przyjmij strategie wygrana-wygrana.
5.Staraj się najpierw zrozumieć, potem być zrozumianym.
6. Dąż do synergii. 
7. Pamiętaj o ostrzeniu piły.

Uff. To tyle moralności. Ważne, żeby nie tracić nadziei. Każdy z nas może być taki, jaki chce, nieważne, ile razy popełni błędy. Zawsze możesz się podnieść i otrząsnąć. I to jest właśnie piękne. Zawsze można zacząć od nowa. Jutro jest nieskalane dzisiejszym błędem. Naprawiajmy błędy przeszłości. I najważniejsze: myślmy! To taka rzadko spotykana w dzisiejszym świecie umiejętność. Nie bójmy się myśleć. To nie boli. Stajemy się bowiem tacy, jacy jesteśmy w codziennie powtarzanych zachowaniach.

Zasiej myśl, a zbierzesz czyn;
Zasiej czyn, a zbierzesz nawyk;
Zasiej nawyk, a zbierzesz charakter;
Zasiej charakter, a zbierzesz los.
                                    Samuel Smiles 





Douglas Malloch

Drzewo, co nigdy nie było zmuszone
Do walki o światło, powietrze i niebo,
Lecz wystrzelało piękną koroną
I deszczu miało,ile mu potrzeba,
Nigdy nie zostało królem wielkiego lasu,
Żyło sobie, zmarło, nie czyniąc hałasu,
Dobre drzewo bynajmniej z łatwością nie dojrzewa
Lecz im wiatry silniejsze, tym mocniejsze drzewa.

poniedziałek, 12 sierpnia 2013

Codzienności

Patrzę w przeszłość i nie mogę uwierzyć, jak wiele się zmieniło. Faktycznie - zycie pisze niespodziewane scenariusze. Myślałam tak wiele, wymyślałam jak reżyser swoje dalsze etapy życia. Stwierdziłam jednak, że nie warto. Życie i tak nas wreszcie zaskoczy i da coś, czego się zupełnie nie spodziewamy.
Trochę posypało się z Panną Caroline, która wróciła do swoich starych zwyczajów i żywi do mnie jakąś urazę. Niestety, nie sposób od niej wyciągnąć o co chodzi. Wiadomo, że sielanka nie może trwać wiecznie i muszą przyjśc jakieś większe czy mniejsze problemy, co by człowiek robił jakby było tak pięknie?

A oprócz tego, nie nazywałabym się BiałeKocię, gdybym nie robiła sama sobie problemów z niczego, prawda? Tylko ja umiem się kłócić, by zrobić, coś z niczego :-)  Ostatnio nie mogę wytrzymać już sama ze sobą! Wszystko mnie irytuje i drażni. Potrzebuję chyba jakiegoś oczyszczenia. Katharsis musi nadejść jak najszybciej... Musicie być troszkę wyrozumiali. Jestem rozhisteryzowana, przewrażliwiona, skłonna do przesady. Moje życie to ciągłe huśtawki nastrojów: góra, dół, góra, dół. Nigdy nie ma stabilizacji! Zawsze mnie coś psychicznie męczy, a jak nie ma co, to sama sobie to umyślę!  No cóż, bywa i tak. Widać taka moja już natura. A może jednak jest jeszcze wolne krzesełko u psychiatry?

Całe szczęście, że BiałeKocię złapało w sidła tego upragnionego Kocurka. Teraz już nie jest tak beznadziejnie same i może martwić się nowe sprawy! Przynajmniej skupi myśli na kimś innym niż własna osoba i nie będzie tak egoistyczne. A w rodzinie nowo i nieznano : wujek ze swoją połówką, jak na razie przeżywają istną sielankę, są na etapie kotkowania, misiowania i skarbiania(Kotku Mój, Koteczku, Kiciu, Misiu, Skarbeczku itd...). Zastanawiam się tylko, na jak długo wystarczy im cierpliwości. Wiadomo, że ludzie mają różne charaktery i przychodzą z czasem kłótnie i sprzeczki, które trzeba przeżyć. Trzeba w końcu zderzyć się z rzeczywistością. A oni zachowują się jak nastolatkowie, którzy nie maja o tym zielonego pojęcia...Życzę tylko wytrwałości, żeby wszystko było w porządku. Zasługują przecież na to oboje.

W rodzinie trochę się popsuło, ale wiadomo: nic nie trwa wiecznie. Ludzie się jednak zmieniają. To smutne. Wierzę jednak, że to tylko taki kryzys. A jeśli chodzi o rodziców , to mam z nimi niezłą jazdę. Ciągle maja o cos pretensje, krzyczą, drą się wręcz w niebogłosy i rzucają wyzwiskami, mówia jaka to ja nie jestem i obrażają. Mam tego serdeczne dość. W dodatku, gdy pojawiła się przemoc, to opadły mi ręce. Stwierdziłam tylko: A zabijcie mnie nawet, to będę wdzięczna, że nie musze z wami się męczyć. No i znowu dostałam. Może jednak to była dla nich pokusa? Nie wiem, gdy próbuje im mówić, jak się zachowują i co robią, twierdzą, że oni do przemocy się nigdy nie uciekają. Już dobrze, dobrze, niech mówią co chcą, tylko niech mi dadzą święty spokój! I przestaną mnie wreszcie szarpać! Czy oni myslą, że jak mną potrząsną, to mi się  coś w głowie zmieni? Czasem mam wrażenie, że nie są tacy dorośli, jak mówią. Apogeum już chyba jednak za mną.

Co się tyczy tej rzeczywistości, to muszę powiedzieć: boję się. Boję się, że się wszystko rozpadnie, że zostanę sama ze wszystkim, że będę cierpieć i że nie uda mi się zaaklimatyzować w liceum. Boję się, tak zwyczajnie i po ludzku.
Ach, post bardzo długi, a wszystko przez to, że nagromadziły się we mnie emocje. Pytań i wątpliwości jest coraz więcej, a odpowiedzi coraz mniej. Gubię się w tym świecie już.

Pozdrawiam Tych, co jeszcze czytają!


niedziela, 11 sierpnia 2013

Miłość, bursztyn i kotik!

   Wróciłam z Ustki, zaniepokojona, zazdrosna i naładowana na kolejny rok. Z tą zazdrością nie przesadzam, muszę cos szybko wymyślić, bo mnie zeżre i zniknę, a jeszcze chcę trochę pożyć. Widziałam mnóstwo bursztynów, byłam w oceanarium w Sarbsku, gdzie widziałam foki i kotiki, smażyłam sie na plaży, oglądałam strażaków w akcji przy zacięciu windy w moim apartamentowcu (ach, jak popłynęłam), zajrzałam również do Łeby, żeby się poczuć jak w Jurasic Park (Kochane Dinki! Szkoda,ze sie nie ruszaly!) i zajadle kłóciłam się z rodzicami, którzy raz po raz zabierali mi komórkę (a w międzyczasie to tę komórkę nawet zgubiłam !), wysłałam kartki, kupiłam suweniry, rysowałam, pisałam, czytałam i wytatuowałam sobie różę na prawej łydce, co by mi przypominała jak mam na trzecie imię..Nie, nie do końca ten symbol, ale to nic. Każdy i tak wie,o co chodzi. Byłam na wycieczce w Jarosławcu, Poddąbiu i Dąbkach, widziałam sarnę i sowę, które przeszły sobie przez jezdnie przed naszym samochodem, przeszłam plażą 7 km, jadłam lody i gofry, flurry, shake,mrożone jogurty, piłam świeżowyciskane soki z marchwi, a nawet jadłam naleśniki z nutellą i bananami z bitą śmietaną i sosem czekoladowym(jak szaleć, to szaleć!)  i to zupełnie nie przejmując się kaloriami(ku mojej rozpaczy obecnie), kupiłam sobie bluzki, chustki i inne pierdółki. A teraz trzeba będzie rano biegać, biegać i biegać, i pocić się, żeby to wszystko spalić i żeby żyć w zgodzie z samą sobą. I jeszcze kupię sztalugę, żeby się nie męczyć, klęcząc na podłodze przy malowaniu, i zapiszę się na konie i mam tyle planów, że pewnie połowa nie wypali!
Pozdrawiam Was Kochani! :-)
directxKursory na stronę