W związku z tym, że wraz z rodzicami i siostrą miałam pojechać do Władysławowa w trakcie roku szkolnego, postanowiłam pozaliczać wszystkie sprawdziany tak, by 23 czerwca, w dzień klasyfikacji, nie musieć pisać już niczego. A poza tym 23 miałam iść do klubu, na imprezę charytatywną. Powiem tylko, że byłam, nikt nie tańczył, a impreza zaczęła się rozkręcać jak już musiałam iść...Ale dobre i to na początek.
Tak więc 14, w sobotę, wyjechaliśmy około 8, kierując się na północ.
Nie będę streszczać całego wyjazdu, bo mogłaby być to oddzielna książka - zresztą każdy dzień mam opisany w swoim papierowym pamiętniku. Zwiedziłam jednak "Experyment Gdynię" (centrum nauki), odwiedziłam Hel, a w nim fokarium, chodziłam po gdańskiej starówce i obowiązkowo zrobiłąm sobie zdjęcie przy Neptunie. Wyszłam na nim tragicznie, prawie jak balon powietrzny, ale nic nie szkodzi - ostatecznie nikt nie musi go oglądać. Pewnego dnia przeszłam z rodzicami plażą do Jastrzębiej Góry. Jednego dnia zrobiliśmy aż 17 km...Spaliliśmy dużo kalorii, ku mojej uciesze. Siostry już wtedy z nami nie było - w czasie kiedy my byliśmy nad morzem, trwała Zielona Szkoła. Chociaż pogoda nie była rewelacyjna - było dosyć chłodno, przez co nie mogliśmy się kąpać - wyjazd uważam za udany.
Tymczasem jestem już po końcu roku, pierwszą liceum skończyłam ze średnią 4.81 i jestem druga w klasie. Świadectwo z paskiem było wisienką na torcie.
Dzień przed moim zakończeniem odbyło się uroczyste zakończenie mojej siostry,która skończyła podstawówkę. Wytańczyłam się na jej balu po wsze czasy!
A teraz oficjalnie zaczęły się wakacje i dwa miesiące mojej odnowy - codzienne treningi, zdrowe odżywianie, basen itd...Zamierzam także wreszcie coś namalować, poczytać, rozwinąć się intelektualnie...
Pozdrawiam Was, Przyjaciele...