Jest mi bardzo przykro. Jak mogłam doprowadzić do tego, by moje myśli, które są ostatnio tak płytkie, znalazły swe miejsce tutaj, na tym blogu? Kiedyś blog był zbiorem przemyśleń - czasem mądrych innym razem już tak mądrych nie. Jednak trzymał swój poziom - to mogę, myślę, powiedzieć. A dziś? Posty pisane w biegu. zapis życia, bez głębszych refleksji - ot zwykły szary człowiek XXI wieku, którego wszystko wiecznie goni. Jak to tak? Serdecznie Was przepraszam - to po prostu brak odpowiedzialności. Jak mogłam pozwolić, by nieliczne grono czytelników tak nudziło się i litowało nad nonsensownymi zdaniami?
Tymczasem zacznę od początku - tak jak powinnam, a robię to po to, by rozbudzić Wasze skryte w najgłębszych czeluściach duszy uczucia. Tak, pisanie jest chlebem, jest pokarmem, który trzyma mnie przy życiu w tym świecie... Ostatnio, podczas zmywania naczyń, stwierdziłam, że w zasadzie nie wiem, co to jest za świat. To dziwne miejsce, gdzie mieszają się dwa pierwiastki - dobro i zło. A potem, gdy już dotkną Cię wszystkie smutki i radości, jakie dla Ciebie ten świat zgotował, nadchodzi koniec. I nikt nie wie, tak naprawdę, co dzieje się potem. Czy ktoś ze współczesnych wrócił stamtąd i powiedział: "Tak, tam jest dużo błękitów, złota i słychać śpiew ptaków"? Nie. Ale mimo to, dzięki wierze katolickiej, wierzymy w jakieś "niebo", "czyściec" i "piekło". I to zupełnie wystarcza, by nie bać się i nie popaść w paranoję. Rodzimy się i umieramy - standard.
A co z miłością? Jest? Nie jest? Nie powiem Wam, bo sama nie wiem. W każdym razie ludzie to istoty, które łączą się w mniejsze stada, bo wtedy żyje się - podobno - łatwiej i przyjemniej. I to właśnie nazywa się miłością - głównie to. Są jeszcze te "zakochańce", "misiaczki", "dziubaski", które wrzucają swoje fotki w pozach co najmniej intymnych, gdy usta łączą się i wymieniają śliną ( a wraz z nią drobnoustrojami) - co kto lubi. Podobno przyjemne, w sumie, nawet, nawet, ale czemu to służy? No jak to! Przecież bez bakterii tej drugiej osoby żyć się nie da, no i w ten sposób pokazujemy, jak bardzo kochamy tę drugą osobę. Podobno jest to niezły wstęp do prokreacji.
A co z przyjaźnią? Przynajmniej ona jest realna, prawdziwa i wierna. Tylko trzeba się starać i trafić na godną zaufania osobę. Caroline mówi, że gdy nie ma kontaktu przez dłuższy czas, to przyjaźń umiera. E tam, bujda na resorach, moja Droga! Nie miałyśmy ostatnio czasu - fakt. A czy moje uczucia się zmieniły? Nie. Gdybym miała powiedzieć Ci wszystkie sekrety,jakie Ci mówiłam - zrobiłabym to po raz drugi. To przyjaźń, która wymaga, przyjaźń serdeczna i często bolesna - bo szczera. Znamy się dobrze, a jeśli już zbyt się zmieniłyśmy - to mamy okazję, by poznawać się od nowa.
Jest i sprawa Ośmiorniczki. Po całym roku wyłoniła się niczym Wenus z piany, z tych głębin życia. Dała znak - żyje i możemy znów się spotkać. Kamień spadł z mojego zwęglonego już - niestety - serca. I tu przykład: Nie rozmawiałyśmy od roku,a mi aż serce ściska się z radości na wieść, że znowu się zobaczymy! Przyjaźń umarła? O nie, ona znowu się naradza, jak feniks z popiołów, powstaje, choć nigdy nie upadła. Przypadek Ośmiorniczki jest nie tyle ciekawy, co zdumiewający. To osoba nieobliczalna, o wyobraźni takiej (albo i większej!) niż moja. Wrażliwa - niezmiernie, horrendalnie wręcz - stanowi cudowny materiał na przyjaciółkę - starą, dobrą, od listów, spotkań raz na tysiąc lat i cichych łez wylanych na malutką książeczkę - pamiątkę z ostatniego spotkania. To wszystko składa się na przyjaźń jak z filmu.
A co ze mną? Pusta pogoń za ideałami. Często wymyślonymi. Aż się serce kraje na myśl o mojej niedojrzałości! Cóż mam zrobić? Nic, poza uważną obserwacją najmniejszych struktur, jakie mi wpadną w oko. Rozmyślaniem, długim i czasem nudnym. Ale owocnym! I kurczowym trzymaniem się tych moich ideałów, by nie zbaczać z kursu, jaki obrałam.
A co do tytułu notki - ów cytat pochodzi z filmu "Smak curry". Polecam.
Pozdrawiam Was!