wtorek, 15 lipca 2014

Koniec

Tak, nastał czas, kiedy trzeba spakować swoje rzeczy i wyjechać. Decyzja przyszła nagle - mogła Was zaskoczyć. Jednak ten blog ma w sobie zbyt dużo łez, zbyt wiele uśmiechów i emocji. Dlatego muszę się z Wami pożegnać, by się odciąć od tej części życia i rozpocząć kolejną. Na pożegnanie chcę Wam podziękować, za czytanie moich przeżyć oraz życzyć samych sukcesów i miłości. To już ostatni wpis "Loki" zwanej wcześniej "BiałymKociątkiem".  Loka zaczęła dorastać z bagażem doświadczeń. Czas przeskoczyć o level w górę. ;-) Pozdrawiam Was  i żegnam....
 "W takiej ciszy - tak ucho natężam ciekawie, 
Że słyszałbym głos z Litwy. - Jedźmy, nikt nie woła."
                                          A. Mickiewicz "Stepy akermańskie"

piątek, 11 lipca 2014

Wakacje śpiewają ptasim głosem...

To przepiękny śpiew. Każdego ranka budzę się i słyszę mnóstwo przeróżnych głosów ptasich, jak gdybym mieszkała w samym środku lasu. Tata nieustannie się denerwuje, twierdząc, że ma ich dosyć, bo śpiewają także w dzień, kiedy próbuje się skupić na pracy. Jakże można się na nie gniewać? Doprawdy tego nie rozumiem...
Ostatnio mam niezwykle dużo czasu. W dodatku pogoda za oknem - nie powiem, że chłodna, jest lato, a temperatura w zasadzie ciepła - deszczowa i dosyć "mokra" tak, że nie chce się wychodzić z domu. Dlatego spędzam całe dnie tu, gdzie czuję się najlepiej - w zaciszu mojego pokoju, w którym wypadałoby wreszcie posprzątać...Stwierdziłam jednak, że przeznaczę na to czas w sobotę. Tak więc nieustannie coś robię - maluję, poznając na nowo akwarelowe kredki, czy cienkie, miękkie ołówi; a także wiele czytam - za sobą mam już "Mistrza  i Małgorzatę" i tu muszę zaznaczyć, że owa książka wprawiła mnie w niewiarygodne osłupienie. Ku mojemu zdziwieniu czytałam m. in. o nagiej kobiecie szybującej na miotle, a także jej - również nagiej - służącej, lecącej na wieprzu, który poprzednio był człowiekiem. Gdy nudzą mi się już takie książki, sięgam po coś bardziej wymagającego mojego skupienia - "biologia na czasie" to jest to, co niezwykle mnie absorbuje ostatnimi czasy. Wiedzieliście na przykład, jaką rolę pełnią mikrotubule?  Niestety, zważywszy na to,  jak wszystko szybko mi się nudzi, porzuciłam biologię na temacie o wirusach, aby przejść do opasłej "Lalki" Prusa, którą będziemy omawiać w drugiej klasie. Tym sposobem zaoszczędzę czas z roku szkolnego i lekturę będę już miała przeczytaną. A gdy jesteśmy przy temacie lektur: wzięłam dziś do ręki moją ukochaną - "Pana Tadeusza" we własnej osobie i z zachwytem czytałam fragment o podglądaniu Zosi w ogródku.
W międzyczasie łamię zasady, które sobie ustaliłam i raczę się lodami o smaku toffi, czy przepyszną kawą mrożoną - ku wielkiemu utrapieniu mojego drugiego ja, dbającego o linię.

Poza tym doszłam do wniosku, że z przyjemnością poszłabym na jakieś przyjęcie - takie z klasą i elegancją, żeby trochę oderwać się od codzienności i pozachwycać się swoją "małą czarną", która wisi w szafie, by móc być trochę próżną. Tak, takie przyjęcia dobrze robią. To chyba oznacza, że czas poszukać jakiejś sztuki w teatrze...Ech, o ileż pomyliłeś się, Boże, zsyłając mnie teraz na świat...Dużo bardziej odnalazłabym się w epoce romantyzmu, o tak, ta epoka byłaby dla mnie w sam raz!

Pozdrawiam Was o północy, kiedy księżyc pragnie oświetlać twarze wszystkich śpiących kobiet...



środa, 9 lipca 2014

Sprzeczności

A może jednak zbyt się rozemocjonowałam? Po zdystansowaniu się muszę powiedzieć, że trochę przesadziłam ostatnimi czasy. Wiadomo, jak świat się rozwija. Czy naprawdę mogło mnie to tak zadziwić? Nie mogę się zamykać w domu, jak ostatni dzikus, bo mogę potem tego baardzo żałować. Tylko raz ma się "naście" lat. A wychodzi na to, że chcę to doszczętnie zmarnować. Co mi z drugiej strony szkodzi? Czy naprawdę mam zamiar całe życie być jakąś zacofaną panikarą? Nie, tak być nie może. Zachowuje się jak starsza pani, a nie jak młoda dziewczyna. Rozmowy z innymi dużo mi dają. Uświadomiłam sobie wiele rzeczy.Nie będę się jednak na te tematy tutaj rozwodzić. Każdy ma prawo do własnego zdania i nie będę Was nimi teraz zanudzać.
Pozdrawiam wraz z gorącem, jakie tego dnia bucha z błękitnego nieba!

wtorek, 8 lipca 2014

Dziwny jest ten świat...

Siedziałam na pufie. W jednym z tych miejsc rozrywki. Obok mnie moja dobra znajoma - Panna Identyczna. Naprzeciw moi starzy znajomi z poprzedniej klasy. Wszystko było dobrze. Oprócz mojego wnętrza, które spalało się ilekroć spoglądałam w stronę tańczących par: ocieraniem się genitali o genitalia, intymnej już wręcz bliskości, aż wreszcie : miałam olbrzymią ochotę uciec. Najlepiej do toalety, gdzie zwróciłabym spagetthi, które miałam na obiad. Muzyka była beznadziejna - nie stać ich było nawet na jakieś porządne głośniki. Całe dwie i pół godziny przesiedziałam, choć na początku myślałam nawet, że będę tańczyć. Jednakże - nie byłabym w stanie wyluzować się do tego stopnia bez alkoholu, by wyginać się w lewo i w prawo, wraz z jakimiś napalonymi chłopakami. To poniżej kobiecej godności. W dodatku od samego początku imprezy czułam na sobie spojrzenia - to moja nowa paranoja, że wszyscy na pewno patrza się na mnie, wytykając wszystkie wady mojej budowy, jakie tylko dostrzegą. Ta paranoja sprawiła, że zanim odnaleźli nas znajomi, przerzucałyśmy się z kąta w kąt, gdzieś, gdzie będziemy jak najbardziej oddalone od innych. Stwierdziłam też, że mam najdłuższą sukienkę ze wszystkich zgromadzonych, mimo, że ledwie sięgała mi do kolan. Widziałam mnóstwo pięknych, idealnie zbudowanych dziewczęcych ciał. Opatrzone w krótkie spodenki, z których wystawały dwa półksiężyce, a także w krótkie bluzki, spod których spoglądały na mnie małe dziurki - pępki, chodziły dumnie po całym klubie, wypinając to i owo, a także kołysząc na boki to, co jeszcze w niewielkim stopniu było widoczne - biodra. Ach, jakże ten świat się stoczył! A ja, niepasująca do epoki, zmuszona jestem bytować w nim, tu, gdzie moje serce rozdziera się, choć nie jest już sercem, lecz skamieniałym kawałkiem lodu, niezdolnym pokochać nikogo. Jak wielka przemiana zaszła we mnie przez te kilka lat. Stałam się niczym wredna suka, która odtrąca wszystkich, co do joty, oferujących swoją miłość. Ale nie, nie, ja wszystkim dziękuję i przepraszam, że nie dam im tego, czego pragną Ci, którzy nie odnajdują się w tym świecie: uczucia. Przykro mi. Miałam swoją miłość. To była prawdziwa miłość. Czułam ją całym sercem i duszą. Pokładałam w niej swoje nadzieje. Kochałam tak, że oddałabym życie. Ale tak już jest, że nie zawsze jest tak, jakbyśmy tego chcieli. I oto moja historia ma się właśnie tak: kochałam. Straciłam miłość. I wówczas umarła ta część mojej duszy, która daje radość kochanej osobie. I nie ma już we mnie miejsca na uczucie. Jeśli ktoś zobaczy wśród tłumu tę dziewczynę z loczkami, która przypomina nieboszczyka, z rzadka się uśmiecha (a nawet jeśli: to kłamie), pomachajcie mi. Odmacham i opowiem Wam jeszcze raz historię mojej przeklętej miłości.

Jak niewiarygodne jest życie każdego z nas...
 



niedziela, 6 lipca 2014

Czasem zły pociąg zawiezie Cię na dobrą stację...

Jest mi bardzo przykro. Jak mogłam doprowadzić do tego, by moje myśli, które są ostatnio tak płytkie, znalazły swe miejsce tutaj, na tym blogu? Kiedyś blog był zbiorem przemyśleń - czasem mądrych innym razem już tak mądrych nie. Jednak trzymał swój poziom - to mogę, myślę, powiedzieć. A dziś? Posty pisane w biegu. zapis życia, bez głębszych refleksji - ot zwykły szary człowiek XXI wieku, którego wszystko wiecznie goni. Jak to tak? Serdecznie Was przepraszam - to po prostu brak odpowiedzialności. Jak mogłam pozwolić, by nieliczne grono czytelników tak nudziło się i litowało nad nonsensownymi zdaniami?

Tymczasem zacznę od początku - tak jak powinnam, a robię to po to, by rozbudzić Wasze skryte w najgłębszych czeluściach duszy uczucia. Tak, pisanie jest chlebem, jest pokarmem, który trzyma mnie przy życiu w tym świecie... Ostatnio, podczas zmywania naczyń, stwierdziłam, że w zasadzie nie wiem, co to jest za świat. To dziwne miejsce, gdzie mieszają się dwa pierwiastki - dobro i zło. A potem, gdy już dotkną Cię wszystkie smutki i radości, jakie dla Ciebie ten świat zgotował, nadchodzi koniec. I nikt nie wie, tak naprawdę, co dzieje się potem. Czy ktoś ze współczesnych wrócił stamtąd i powiedział: "Tak, tam jest dużo błękitów, złota i słychać śpiew ptaków"? Nie. Ale mimo to, dzięki wierze katolickiej, wierzymy w jakieś "niebo", "czyściec" i "piekło". I to zupełnie wystarcza, by nie bać się i nie popaść w paranoję. Rodzimy się i umieramy - standard.

A co z miłością? Jest? Nie jest? Nie powiem Wam, bo sama nie wiem. W każdym razie ludzie to istoty, które łączą się w mniejsze stada, bo wtedy żyje się - podobno - łatwiej i przyjemniej. I to właśnie nazywa się miłością - głównie to. Są jeszcze te "zakochańce", "misiaczki", "dziubaski", które wrzucają swoje fotki w pozach co najmniej intymnych, gdy usta łączą się i wymieniają śliną ( a wraz z nią drobnoustrojami) - co kto lubi. Podobno przyjemne, w sumie, nawet, nawet, ale czemu to służy? No jak to! Przecież bez bakterii tej drugiej osoby żyć się nie da, no i w ten sposób pokazujemy, jak bardzo kochamy tę drugą osobę. Podobno jest to niezły wstęp do prokreacji.

A co z przyjaźnią? Przynajmniej ona jest realna, prawdziwa i wierna. Tylko trzeba się starać i  trafić na godną zaufania osobę. Caroline mówi, że gdy nie ma kontaktu przez dłuższy czas, to przyjaźń umiera. E tam, bujda na resorach, moja Droga! Nie miałyśmy ostatnio czasu - fakt. A czy moje uczucia się zmieniły? Nie. Gdybym miała powiedzieć Ci wszystkie sekrety,jakie Ci mówiłam - zrobiłabym to po raz drugi. To przyjaźń, która wymaga, przyjaźń serdeczna i często bolesna - bo szczera. Znamy się dobrze, a jeśli już zbyt się zmieniłyśmy - to mamy okazję, by poznawać się od nowa.
Jest i sprawa Ośmiorniczki. Po całym roku wyłoniła się niczym Wenus z piany, z tych głębin życia. Dała znak - żyje i możemy znów się spotkać. Kamień spadł z mojego zwęglonego już - niestety - serca. I tu przykład: Nie rozmawiałyśmy od roku,a mi aż serce ściska się z radości na wieść, że znowu się zobaczymy! Przyjaźń umarła? O nie, ona znowu się naradza, jak feniks z popiołów, powstaje, choć nigdy nie upadła. Przypadek Ośmiorniczki jest nie tyle ciekawy, co zdumiewający. To osoba nieobliczalna, o wyobraźni takiej (albo i większej!) niż moja. Wrażliwa - niezmiernie, horrendalnie wręcz - stanowi cudowny materiał na przyjaciółkę - starą, dobrą, od listów, spotkań raz na tysiąc lat i cichych łez wylanych na malutką książeczkę - pamiątkę z ostatniego spotkania. To wszystko składa się na przyjaźń jak z filmu.

A co ze mną? Pusta pogoń za ideałami. Często wymyślonymi. Aż się serce kraje na myśl o mojej niedojrzałości! Cóż mam zrobić? Nic, poza uważną obserwacją najmniejszych struktur, jakie mi wpadną w oko. Rozmyślaniem, długim i czasem nudnym. Ale owocnym! I kurczowym trzymaniem się tych moich ideałów, by nie zbaczać z kursu, jaki obrałam.

A co do tytułu notki - ów cytat pochodzi z filmu "Smak curry". Polecam.
Pozdrawiam Was!


wtorek, 1 lipca 2014

Gdy chodzący słoń miażdży głowę...

Tak. Obsesja dopadła i mnie. Pragnę tylko jednego: żeby nie musieć patrzeć w lustro i zastanawiać się, o ile jestem grubsza od swoich koleżanek. Jem zdrowo, mało, nisko kalorycznie. Katuję się codziennymi ćwiczeniami: z Mel B, Tiffany Rothe, ewentualnie z Chodakowską, ale jej "dasz radę" przyprawia mnie o mdłości i aż prosi się o zjedzenie czekolady. Nastały wakacje, więc nie ma już wymówek. Mam tyle czasu, żeby dążyć do doskonałości. Niestety, mam ciągle wrażenie, że jestem coraz większa, mimo że robię wszystko, żeby się "zmniejszyć". A może to mój los, kiedy śpię, wpycha mi coś w biodra, brzuch, a czasem w uda? Dlaczego tak długo muszę czekać na mizerne efekty? Co jest ze mną nie tak i dlaczego....Tak bardzo chciałabym wyglądać szczupło.Żeby nie czuć się jak ostatni słoń, tylko jak idealna 18. Badź co bądź - tylko pół roku zostało do moich osiemnastych urodzin, więc jeśli chcę wyglądać jak te puste "hot 18" z programów muzycznych, muszę zacząć pracować już teraz.
Dążę do doskonałości, jak to ja - jeśli mnie znacie, to doskonale zdajecie sobie sprawę, jaką jestem pieprzoną perfekcjonistką.
,,,
I tak nigdy nie będę tak wyglądać.
Ale nadzieja umiera ostatnia.

sobota, 28 czerwca 2014

Żyję!

Nie wiem, jak to się stało, ale nie napisałam nic od początku czerwca. A działo się naprawdę wiele.
W związku z tym, że wraz z rodzicami i siostrą miałam pojechać do Władysławowa w trakcie roku szkolnego, postanowiłam pozaliczać wszystkie sprawdziany tak, by 23 czerwca, w dzień klasyfikacji, nie musieć pisać już niczego. A poza tym 23 miałam iść do klubu, na imprezę charytatywną. Powiem tylko, że byłam, nikt nie tańczył, a impreza zaczęła się rozkręcać jak już musiałam iść...Ale dobre i to na początek.
Tak więc 14, w sobotę, wyjechaliśmy około 8, kierując się na północ. 
Nie będę streszczać całego wyjazdu, bo mogłaby być to oddzielna książka - zresztą każdy dzień mam opisany w swoim papierowym pamiętniku. Zwiedziłam jednak "Experyment Gdynię" (centrum nauki), odwiedziłam Hel, a w nim fokarium, chodziłam po gdańskiej starówce i obowiązkowo zrobiłąm sobie zdjęcie przy Neptunie. Wyszłam na nim tragicznie, prawie jak balon powietrzny, ale nic nie szkodzi - ostatecznie nikt nie musi go oglądać. Pewnego dnia przeszłam z rodzicami plażą do Jastrzębiej Góry. Jednego dnia zrobiliśmy aż 17 km...Spaliliśmy dużo kalorii, ku mojej uciesze. Siostry już wtedy z nami nie było - w czasie kiedy my byliśmy nad morzem, trwała Zielona Szkoła.  Chociaż pogoda nie była rewelacyjna - było dosyć chłodno, przez co nie mogliśmy się kąpać - wyjazd uważam za udany. 
Tymczasem jestem już po końcu roku, pierwszą liceum skończyłam ze średnią 4.81 i jestem druga w klasie. Świadectwo z paskiem było wisienką na torcie. 
Dzień przed moim zakończeniem odbyło się uroczyste zakończenie mojej siostry,która skończyła podstawówkę. Wytańczyłam się na jej balu po wsze czasy! 
A teraz oficjalnie zaczęły się wakacje i dwa miesiące mojej odnowy - codzienne treningi, zdrowe odżywianie, basen itd...Zamierzam także wreszcie coś namalować, poczytać, rozwinąć się intelektualnie...
Pozdrawiam Was, Przyjaciele...

czwartek, 29 maja 2014

The King of Fruit

Maj zmierza ku końcowi. I jestem coraz bliżej końca roku szkolnego. Nawet nie wiecie, jak dużo mam teraz pracy! Same sprawdziany i ogromne prace domowe. Nie wiem, jak się w tym już połapać.
Niedawno świętowaliśmy dzień matki. Razem z sis kupiłyśmy naszej mamie książkę i kwiaty - różowe tulipany. To był piękny, słoneczny dzień. I w dodatku - moje imieniny. Tak się dziwnie składa, że w przyszłości będę obchodzić jednego dnia dwa święta - dalekiej przyszłości, oczywiście.

Wszystko jakoś się musi ułożyć. Wreszcie ukończę pierwszą klasę i zdobędę średnią przynajmniej 4.75. Tak, jestem w stanie to zrobić. Może nie będę najlepsza, ale będę oznaczać trochę więcej, no i sama satysfakcja!

Musicie wiedzieć, że w poprzenim tygodniu weszłam na omegle - tak z nudów, dla rozrywki, żeby podszkolić angielski. Poznałam przesympatycznego Indusa! Jesteśmy jak przewodnicy po świecie i informujemy siebie o panujących w naszych krajach zwyczajach. Muszę przyznać, że Indie, to piękny kraj. A ludzie w nim są naprawdę bardzo życzliwi. Wiedzieliście, że mango jest tam nazywane Królem Owoców?

Trzymajcie się, Przyjaciele! :)



niedziela, 18 maja 2014

Chmurny maj

Wczoraj tyle się działo... Rano pojechałam z tatą do babci, dziadka i cioci, bo dziadek chciał pojechać na wieś. Jak zwykle szukał wymówki, żeby wyrwać się z domu, od swojej schorowanej żony i córki, która zwichnęła bark. Takie zachowanie naprawdę mu nie przystoi. Ale on będzie i tak ciągle mówił, jak jemu jest źle, jaki to on jest biedny, chociaż nie widzi tego, że babcia nie może nawet palcem ruszyć, ani podnieść głowy i na pewno chciałaby robić to wszystko,co on, byleby nie być chorą. W dodatku ma klapki na oczach i uparcie twierdzi, że babci jest lepiej, bo "to przecież po udarze", chociaż to wcale nie był żaden udar, lecz nieuleczalna choroba,która po kolei paraliżuje kolejne miejsca w organizmie,które powinny funkcjonować automatycznie. Tym sposobem babcia praktycznie już nic nie mówi(bo mięsień,który jest językiem przestał być taki "wygimnastykowany" i od niej zależny), a o chodzeniu (ba, samodzielnym siedzeniu!) nie może być mowy. Ale dziadek tego nie zrozumie, bo ma trudny charakter i jemu nic się nie przetłumaczy, bo uważa, że on wie najlepiej. I tym sposobem SLA (Stwardnienie boczne zanikowe) jest również zbyt rzadkie i żaden lekarz nie powie mu,co to jest,ani jak to leczyć. "A ogólnie przyjmuje się, że ALS prowadzi do śmierci w przeciągu 3-5 lat;" i jest to związane z niewydolnością mięśni dróg oddechowych. To naprawdę straszne i smutne. Ale my jesteśmy bezsilni, zwłaszcza, że dziadek nie przyjmuje tego do wiadomości i nie szuka żadnych lekarstw,które poprawią babci życie i opóźnią ową niewydolność mięśni oddechowych. A Rilutek istnieje. Poza tym dziadek wyrzuca tacie, że dla niego nie jest mama najważniejsza, podczas gdy to tacie naprawdę zależy na niej razem z jego siostrą , a dziadek chce się stąd jak najszybciej wyrwać.  Wczoraj tata obiecał mi, ze zawiezie mnie na urodziny do Świdnika, dlatego musieliśmy wyjść (tata miał zaraz potem wrócić), ale dziadek stwierdził, że "przecież jest duża, może sobie sama dojechać". Wtedy emocje taty sięgnęły już zenitu i powiedział, że to jego córka i to on będzie decydował, czy będę sama jechać czy nie. Ogólnie dziadek powiedział, że dobrze, "dobrze, dobrze, spieprzaj już, jak mi tak pomagasz" (swoją drogą jest z niego straszny gbur i cham), tata powiedział, żeby dziadek się zastanowił, czy dla niego jest najważniejsza żona, czy wieś i jego pomidorki na niej, a potem wyszliśmy. 
W samochodzie uważnie słuchałam jak się tata żalił, widziałam, że tego potrzebuje : stwierdzam, że miał trudne dzieciństwo i dziadek  notorycznie go poniżał, tak, że tata naprawdę wziął sobie za cel zdobyć cudowne wykształcenie i dobrą pracę. Tak też się stało. Wczoraj wykrzyczał mu wszystko, nie poruszał spraw z przeszłości, ale widziałam, że w tym krzyku dawał upust tym wszystkim emocjom, które nagromadził w dzieciństwie. Było mu bardzo ciężko, że aż żal mi było, go zostawiać...

Ale wygramoliłam się z samochodu i powędrowałam szukać numeru mieszkania, machając tacie pokrzepiająco ręką. 

Na urodzinach Panny Doskonałej(Tak,to nowy pseudonim,nowa osoba) było cudownie - dokładnie tak wyobrażałam sobie wszystkie urodziny (a nie dziką imprezę z mnóstwem%) . Dziewczęta były wychowane, jednocześnie inteligentne i przezabawne, więc czułam się jak w raju. Co prawda trochę niewygodnie było mi w sukience (mówiłam mamie, że może lepiej jest założyć spodnie...ale wreszcie obie stwierdziłsmy, że sukienka będzie odpowiednia na urodziny), ale mimo to, było wspaniale.
Panna Doskonała to urocza osóbka, która ma dobry charakter i w dodatku uroczyła nas przepyyysznym jedzeniem - ta sałatka "gyros" była wyśmienita, a torcik miał tak słodkie truskawki, że rozpływały się w ustach.

I tym sposobem dziś zamierzam odrobić lekcje na jutro, pouczyć się i pojechać do drugiej babci na niedzielny obiad.
Trzymajcie się ciepło i nie traćcie wiary w ludzi!

wtorek, 13 maja 2014

Koniec, świata koniec

Ostatnio wiele się wydarzyło: jak wiecie eurowizję wygrał/a osoba z brodą, której ciężko przypisać płeć, a nasz polski występ został skomentowany jako "seksistowski". Ale, ale. To, że wygrał/a Austria to jedno, a że polski występ seksistowski to drugie.
Osobićie baardzo podobał mi się nasz występ - mimo, że za Cleo nie przepadam, podobał mi się sam pomysł i wykonanie. Jednak dziewczęta, które robiły masło, nie musiały "wydymać" swoich zacnych ust, ani mieć dekoltu do samego pępka. Ale przymrużyłam na to oko - takie czasy, a i one nie pokazały znowu aż tak wiele. Jak to powiedział Donatan : "Nie bądźmy pruderyjni". Niestety, jestem coraz bardziej zgorszona "rozdymaniem" tej sprawy do granic możliwości i wrzucaniem zdjęć na fb przez Donatana praktycznie nagiej Oli, która swoje intymne części ciała zasłonięte ma jedynie przez jego ręce. To nie jest już smaczne ani normalne - takie zdjęcie  (wbrew temu,co twierdzi ów producent) już  jest jak pornografia. Przez niego Polki zaczną być postrzegane za tanie lale, które nie powiem,co robią (bo na pewno nie masło...).

A ogólnie jesteśmy na finishu, do końca roku szkolnego pozostało już niewiele. I wreszcie zajmę się tym,czy naprawdę będe chciała: realizacją! Już widzę te obrazy, wiersze, opowiadania, grane przeze mnie piosenki na keyboardzie, śpiewanie, codziennie ćwiczenia, może jakiś basen, rolki...eeech, wakaacje, przybądźcie!

Pozdrawiam wszystkich i życzę słonecznych dni i ciepłych uśmiechów!

wtorek, 6 maja 2014

Dobrze gdy nie za dobrze

Ostatnio,mimo długiego weekendu - nienajlepiej. W sumie czuję lekkie załamanie nerwowe - taki Lekki Smutek. Boję się iść do szkoły- bo wiem, że nie dostanę dobrych ocen. Może to, co mówi mama, że się nie uczę, nie jest bzdurą? Już sama nie wiem,co o tym wszystkim myśleć. Boję się. Dlatego na dwa dni przed pójściem do szkoły piszę tutaj o tym, że właśnie robię tabelkę z odmianami z niemieckiego, że zaraz po tym zabiorę się za biologię i wos i wszystko będzie dobrze. Będzie jak dawniej,prawda? Będę mieć pasek na koniec roku, żeby rodzice mogli się mną chwalić, tak? Czy nie będę miała paska, a rodzice dadzą mi poznać, że stałam się nic nie warta, bo nie przynoszę im sławy i dumy, ani pocieszenia?  Czy zadowolę ich ludzkie, nicniewarte pragnienia, ich żadze i świadomość, że mnie "dobrze" wychowali? I że to przecież tylko ich zasługa? Czy uda mi się zadowolić ich chore ambicje, które może kiedyś sprawią, że wyląduję w psychiatryku? Kiedy będę mogła poczuć spokój duszy? Boże, proszę, jeśli chcesz mnie zabrać z tego świata - zrób to teraz. Nie obchodzi mnie późniejszy płacz rodziny - mam dosyć życia pod ich dyktando, życia mającego zadowalać TYLKO ich, a nie MNIE. Chciałabym żyć dobrze, zgodnie z sumieniem, być po prostu dobrym i uczciwym człowiekiem,który wszystko obdarza miłością. Ale w tym domu to bardzo trudne.
Gdy powiedziałam o tym, że inni mają 4 i 5 z historii,bo ściągają, oni zasugerowali, że może też powinnam! Ja rozumiem, że czasem się zdarzy, ale ja nie umiem i nie chcę ściągać. I mam dosyć tego, że ciągle mówią mi co mam robić. W ogóle to mam już dosć życia w tym świecie i ucieszyłabym się z jego zakończenia.
Pozdrawiam ze słoną łzą na policzku.

niedziela, 27 kwietnia 2014

Święty Jan Paweł II

Stało się. Kościół zyskał nowych dwóch swiętych: Jana XXIII i Jana Pawła II.
Poniżej zamieszczam najsłynniejsze cytaty Jana Pawła II, które przeszły do historii (zaczerpnięte ze innej strony)

  • "Nie lękajcie się. Otwórzcie, otwórzcie na oścież drzwi Chrystusowi!". (Inauguracja pontyfikatu, 1978 r.)

  • "Wołam, ja, syn polskiej ziemi, a zarazem ja, Jan Paweł II, papież. Wołam z całej głębi tego Tysiąclecia, wołam w przeddzień Święta Zesłania, wołam wraz z wami wszystkimi: Niech zstąpi Duch Twój! Niech zstąpi Duch Twój i odnowi oblicze ziemi. Tej ziemi!". (Homilia, Warszawa 1979 r.)

  • "Człowieka (...) nie można do końca zrozumieć bez Chrystusa. A raczej: człowiek nie może siebie sam do końca zrozumieć bez Chrystusa. Nie może zrozumieć ani kim jest, ani jaka jest jego właściwa godność, ani jakie jest jego powołanie i ostateczne przeznaczenie". (Homilia, Warszawa, 1979 r.)

  • "Brońmy się przed pozorami miłości, nie miłujmy słowem i językiem, ale czynem i prawdą". (Homilia, Rzym, 1979 r.)

  • "Racją bytu wszelkiej polityki jest służba człowiekowi". (Przemówienie, ONZ, 1979 r.)
  • Kościół, idąc za Chrystusem, naucza prawdy, która nie zawsze jest zgodna z opinią większości. Słucha on głosu sumienia, a nie siły, i w ten sposób broni ubogich i pogardzanych". (Adhortacja Familiaris Consortio, 1981 r.)

  • "Krzyż znaczy: miłość nie zna granic - rozpocznij od tych, którzy są najbliżej ciebie i nie zapominaj o tych, którzy są najdalej". (Nieszpory europejskie, Wiedeń, 1983 r.)

  • "Polska jest matką szczególną. Niełatwe są jej dzieje, zwłaszcza na przestrzeni ostatnich stuleci. Jest matką, która wiele przecierpiała i wciąż na nowo cierpi. Dlatego też ma prawo do miłości szczególnej". (Przemówienie na Okęciu, 1983 r.)

  • "Człowiek jest powołany do odnoszenia zwycięstwa w Jezusie Chrystusie". (Homilia, Warszawa, 1983 r.)

  • "Musicie od siebie wymagać, nawet gdyby inni od was nie wymagali". (Spotkanie z młodzieżą, Jasna Góra, 1983 r.)

  • "Rodzina jest sobą, jeżeli buduje się na takich odniesieniach, na wzajemnym zaufaniu, na zawierzeniu wzajemnym. Tylko na takim fundamencie można też budować proces wychowania, który stanowi podstawowy cel rodziny i jej pierwszorzędne zadanie". (Homilia, Wrocław, 1983 r.)

  • "Cierpienie jest w świecie również po to, żeby wyzwolić w nas miłość, ów hojny i bezinteresowny dar z własnego "ja" na rzecz tych, których dotyka cierpienie". (List apostolski Salvifici Doloris, 1984 r.)

  • "Szukajcie tej prawdy tam, gdzie ona rzeczywiście się znajduje! Jeśli trzeba, bądźcie zdecydowani iść pod prąd obiegowych poglądów i rozpropagowanych haseł! Nie lękajcie się Miłości, która stawia człowiekowi wymagania". (List do młodych całego świata, 1985 r.)

  • "Nie mam srebra ani złota. Nie mam gotowych odpowiedzi na ważne pytania". (Homilia, Lyon, 1986 r.)

  • "Każdy z was, młodzi przyjaciele, znajduje też w życiu jakieś swoje Westerplatte. Jakiś wymiar zadań, które musi podjąć i wypełnić. Jakąś słuszną sprawę, o którą nie można nie walczyć. Jakiś obowiązek, powinność, od której nie można się uchylić. Nie można zdezerterować". (Spotkanie z młodzieżą, Gdańsk, 1987 r.)
  • "Miłość to zadanie, które Bóg wciąż nam wyznacza, może po to, by zagrzewać nas, abyśmy stawiali wyzwania losowi". (Spotkanie z młodzieżą, Gdańsk, 1987 r.)

    • "Praca nie może być traktowana - nigdy i nigdzie - jako towar, bo człowiek nie może dla człowieka być towarem". (Homilia dla świata pracy, Gdańsk, 1987 r.)

    • "Dla chrześcijanina sytuacja nigdy nie jest beznadziejna. Chrześcijanin jest człowiekiem nadziei. To nas wyróżnia". (Homilia, Gdańsk, 1987 r.)

    • "Eucharystia to jest przede wszystkim ta świadomość: jestem miłowany, ja jestem miłowany. Ja, taki jaki jestem". (Słowo do młodzieży, Kraków, 1987 r.)

    • "Stara Europa potrzebuje nowej ewangelizacji". (Przemówienie w PE, Strasburg, 1988 r.)

    • "W chorobie czy w jakimkolwiek cierpieniu trzeba zawierzyć Bożej miłości, jak dziecko, które zawierza wszystko, co ma najdroższego, tym, którzy je miłują, zwłaszcza swoim rodzicom. Potrzeba nam więc tej dziecięcej zdolności zawierzenia siebie Temu, który jest Miłością". (Przemówienie, szpital dziecięcy Olsztyn, 1991 r.)

    • "Cierpienie nie jest karą za grzechy ani nie jest odpowiedzią Boga na zło człowieka. Można je zrozumieć tylko i wyłącznie w świetle Bożej miłości, która jest ostatecznym sensem wszystkiego, co na tym świecie istnieje". (Przemówienie, szpital dziecięcy Olsztyn, 1991 r.)

    • "Historia uczy, że demokracja bez wartości łatwo przemienia się w jawny lub zakamuflowany totalitaryzm". (Encyklika Centesimus annus, 1991 r.)

    • "Nie czas teraz wstydzić się Ewangelii, ale czas głosić ją na dachach". (Homilia, Światowe Dni Młodzieży Denver, 1993 r.)

    • "Na kryzys cywilizacji trzeba odpowiedzieć cywilizacją miłości, opartą na uniwersalnych wartościach pokoju, solidarności i wolności, które znajdują pełne urzeczywistnienie w Chrystusie". (List apostolski Tertio millennio adveniente, 1994 r.)
  • "Musimy pokonać nasz lęk przed przyszłością. Ale nie możemy go do końca pokonać inaczej, jak tylko razem". (Przemówienie, ONZ, 1995 r.)

    • "Sumienie jest dla każdego człowieka sprawą o zasadniczym znaczeniu. Jest ono jego wewnętrznym przewodnikiem i jest także sędzią jego czynów". (Homilia, Skoczów, 1995 r.)

    • "Być człowiekiem sumienia to znaczy wymagać od siebie, podnosić się z własnych upadków i ciągle na nowo się nawracać". (Homilia, Skoczów, 1995 r.)

sobota, 26 kwietnia 2014

Proza życia

Nie wiem, czy opowiadałam o tym, co ciekawego słychać na lekcjach polskiego. Z tego co widzę, tylko napomknęłam. Postanowiłam rozwinąć temat.
 Ostatnio Sor Jumper (nazwy na razie wyjaśniać nie będę) oddawał sprawdziany (które pisaliśmy w formie rozprawek). Stwierdził, że poszły tragicznie i w zasadzie są same 3 i 2. Serce podeszło mi wówczas pod same gardło, które zresztą zcisnęło się w tragicznym impulsie. Rozpoczęło się rozdawanie.Miny wszyscy mieli nieszczęśliwe. Odchodzili z pracami od biurka jak z wyrokiem skazującym. Przygotowana byłam na najgorsze. Usłyszałam swoje imię. Albo raczej: Pani Paulina. Wstałam i z drżącymi rękami podeszłam do biurka, sięgnęłam po pracę, ale nie spojrzałam na ocenę. Oddalałam od siebie ten moment. Usiadłam. Przekręcam strony (namachałam się z pisaniem nieźle) i sprawdzam ocenę. Oczy wyszły mi w tym momencie z orbit. 5+! Pięć z plusem! 50/50! Zerkam na Sora Jumper'a. Patrzył na mnie. Uśmiecha się kącikiem ust i mówi: Pani Paulino, głośno proszę.
Ech, piękny moment. A już niedługo kolejny sprawdzian.

A moja Sis jest coraz starsza. I chyba coraz bardziej rozsądniejsza, ze aż się zastanawiam, czy nie inteligentniejsza ode mnie. Chuda jak tyczka, nabiera bardziej kobiecych kształtów. Ale nie może narzekać na zbyt wiele ciałka - jak już to na jego brak. Jest już mojego wzrostu. Im jest starsza tym lepiej - będziemy jak Wielcy Bracia Salvatore Z The Vampire Diaries. I dobrze. Zacznie się zabawa. 

A u mnie w życiu prywatnym jest więcej dobroci i świętości. Odkrywam swoją duszę i dojrzenie do największych wartości: czystości umysłu (duszy) i ciała. Chcę podobać się Panu, w którego coraz mniej ludzi wierzy. Chcę chwalić Pana, który dał się katować za grzechy ludzi.  Chcę się modlić i wyzbywać próżności. Czasem żartuję, że zostanę zakonnicą. To dosyć zabawne, ale nie mówię nie. Wiadomo, co przyniesie mi los? Czego oczekuje ode mnie Bóg? Bardzo możliwe, że już nigdy się nie zakocham. Jednak wolałabym tego uniknąć za wszelką cenę. Mieć kochającego i rozsądnego męża i dzieci - czy trzeba chcieć więcej? To największe szczęście, które mnie może kiedyś spotkać.

Żegnam się z Wami mocnym uściskiem. Całuję.


niedziela, 13 kwietnia 2014

Nadzieja

To nie jest tak, że nie lubię ludzi. Mam w sobie - wbrew pozorom- dużo empatii i ludzkiego współczucia. Jednakże dużo ławiej jest zachować pozór niedostępnej, bo jak wiem z doświadczenia, ludzie potrafią krzywdzić. Czy nie jest lepiej się przed tym chronić?
Dzisiaj miałam udany dzień - spędziłam popołudnie z Panną Informatyczną na siłowni. Nie powiem, ciekawe doświadczenie, a jaka przygoda i wyścig z czasem,gdy musiałyśmy biec,by zdążyć na mój autobus. U mnie ostatnio typowe polepszenie, dostałam 5+ ze sprawdzianu z polskiego, a polonista był tak zachwycony, że kazał czytać mi je na głos. Dostałam 50/50 pkt. Z niemieckiego również sukces - kolejna 5 ze sprawdzianu bez dużego nakładu pracy. W sobotę zdałam dwa egzaminy i został mi tylko jeden.
Poza tym byłam u babci, która nie czuje się najlepiej. W zasadzie jest beznadziejnie: nie może ruszać niczym i praktycznie nie mówi. Ale spycham to na sam brzeg świadomości i nie myślę. Po prostu. Nie myślę. Nie mam i tak na to wpływu. Choroba postępuje. Bezsilność ludzka jest okropna. Zostaje tylko nadzieja.
I tak oto weekend minął.

poniedziałek, 7 kwietnia 2014

Umrzeć - usnąć - spać- i śnić może?

"Być albo nie być- oto jest pytanie.
Kto postępuje godniej: ten, kto biernie
stoi pod gradem zajadłych strzał losu,
Czy ten, kto stawia opór morzu nieszczęść
I w walce kładzie im kres?
Umrzeć- usnąć- i nic poza tym- i przyjąć,
że śmierć uśmierza boleść serca i tysiące
Tych wstrząsów, które dostają się ciału
W spadku natury. O tak, taki koniec
Byłby czymś upragnionym. Umrzeć- usnąć-
Spać- i śnić może? Ha, tu się pojawia
Przeszkoda: jakie mogą nas nawiedzać
Sny w drzemce śmierci, gdy ścichnie za nami
Doczesny zamęt? Niepewni, wolimy
Wstrzymać tę chwilę. I z tych chwil urasta
Długie, potulnie przecierpiane życie.
Bo gdyby nie ten wzgląd, którz by chciał znosić
To, czym nas chłoszcze i znieważa czas:
Gwałty ciemiężców, nadętość pyszałków,
Męki wzgardzonych uczuć, opieszałość
Prawa, bezczelność władzy i kopniaki,
Którymi byle zero upokarza
Cierpliwą wartość? Któż by się z tym godził,
Gdyby był w stanie przekreślić rachunki
Nagim sztyletem? Któż by dźwigał brzemię
Życia, stękając i spływając potem,
Gdyby nam woli nie zbijała z tropu
Obawa przed tym, co będzie po śmierci,
Przed nieobecną w atlasach krainą,
Skąd żaden jeszcze odkrywca nie wrócił,
I gdyby lęk ten nie kazał nam raczej
Znosić zło znane niż rzucać się w nowe?
Tak to świadomość czyni nas tchórzami
I naturalne rumieńce porywu
Namysł rozcieńcza w chorbliwą bladość,
A naszym ważkim i szczytnym zamiarom
Refleksja plącze szyki, zanim któryś
Zdąży przerodzić się w czyn. " Hamlet W. Szekspir

Och, Hamlecie, dziękuję, że ubrałeś w słowa moje myśli! Kto mnie dziś zrozumie, jak nie Ty? Świat jest naszym więzieniem, a nasza ambicja nie mieści się w ramach tego świata! Bylibyśmy dobraną parą, przechadzającą się przy wschodzie słońca krużgankami Zamku w Elsynorze. Nieszczęśliwi idealiści. Kochankowie żyjący między cierniami róż. Stłamszeni przez świat, nie wystarczająco idealny, dla nas. Być albo...nie być?

sobota, 5 kwietnia 2014

Jestem Niezgodna

Już wiem, kim jestem. Ludzie zawsze starali się przypisać nam jakąś rolę w społeczeństwie. A co, jeśli pragniemy odgrywać kilka ról? Co jeśli czujemy, że nasze predyspozycje wykraczają poza to, co oferuje nam określony kierunek kształcenia? Jesteśmy Niezgodni. Sprzeciwiamy się takiemu pojmowaniu świata. Ale nie możemy się poddawać.
Kochani, chcę Wam napisać kilka mądrych słów, zawsze, ilekroć tu piszę. Dziś nie wiem, czy uznacie je za mądre, czy tylko za naiwne wierzenia w górnolotne idee, bez pokrycia. Jeśli jednak chcielibyście zobaczyć ten punkt widzenia, polecam całym sercem i duszą film "Niezgodna", który właśnie trafił do kin. Miałam dziś okazję na nim być, razem z rodzicami i siostą i muszę powiedzieć, że będę nim żyć jeszcze przez cały kolejny miesiąc. Może nawet i dwa, ewentualnie dziesieć.
niezgodna fot. filmweb.pl

Jak się rozmnażają ptaki?

Dzisiaj był dzień otwarty w mojej krwiożerczej szkole. Poza tym, że mimo iż sobota, i tak musiałam przybyć na kurs ECDL, to w międzyczasie zerwałam się i przebrana w biały fartuch,jako przyszły lekarz, odpowiadałam na pytania zainteresowanych. Głównie pytali o języki. A niemiecki ich szczególnie przerażał i odpychał. Spotkałam różnych ludzi - w większości dziewczęta. Ale "chłopięta", bo inaczej nazwać ich nie można, również się pojawili. Naprawdę byłam zdołowana faktem, że mam więcej testosteronu niż oni. Świat stał się pod tym względem bardzo dziwny. Ale jako toleranycjni ludzie, przemilczmy tę sprawę. Jedno z pytań, które dostaliśmy,było jeszcze dziwniejsze od wszystkiego innego, a brzmiało :jak się rozmnażają ptaki? Niby proste,ale miałyśmy trudności z sensownym wytłumaczeniem. Poza tym, nie był to nasz zakres na pierwszą klasę.
Po zakończeniu musiałam oczywiście sprzątnąć naszą salę z grupą dziewczyn,bo przecież chłopcy nie będą sobie rączek brudzić, ani się wysilać noszeniem krzeseł i ławek. Ups, a może złamią sobie jeszcze jaki paznokieć? Tak czy owak, po sprzątnięciu, razem z Panną Informatyczną powiedziałyśmy ładne "Do widzenia" i udałyśmy się na obiad do nowego miesjca, zwanego "Naleśnikarnią". Jakże wielkie było nasze zdziwienie, gdy okazało się, że w tym mało odwiedzanym  miejscu można naprawdę przyzwoicie i tanio zjeść! Po zjedzeniu i stwierdzeniu, że szpinak z serem feta i gotowanymi warzywami, zawiniętymi w pysznym naleśniku, to znakomite połączenie - udałam się z Panną Informatyczną na przystanek. I tak oto wróciłam do domu.
A teraz okazało się, że razem z rodzicami i siostrą idę do kina na "Niezgodną". I kiedy tu się uczyć? Do zobaczenia, Kochani!

środa, 2 kwietnia 2014

Bądź żywym przykładem Boga...

Rozpoczynamy kolejny miesiąć. Kwiecień puka do naszych okien, drzwi, a słońce wlewa w nasze twarze promienną radość, choć czasem złudną, jak wiadomo, wystarczy powiew wiatru i już robi się chłodniej. W piątek mam zupełnie wolny dzień, więc wybiorę się do kina z siostrą i koleżanką.
A za mną rekolekcje, trzy piękne dni, które przyniosły wewnętrzny spokój i radość.
Co się zmieniło w moim życiu, porównując początek liceum i obecny czas? Zmądrzałam, zmieniłam się, a może zepsułam? Kto doprawdy to wie; czasem mam wrażenie, że nie wiem, kim jestem, ani co robię i czy to,co robię, robię w pełni świadomie;czy aby na pewno sama decyduję o czynach, czy może jakiś zwierzęcy instynkt? Czy na pewno jest we mnie miłość, czy spaliła się, nim zdążyła naprawdę zapłonąć? A może jestem tylko wybrakowanym wrakiem człowieka, starającym się zachować pozory dobroci serca, zepsutym do szpiku kości, nie potrafiącym już kochać? Już dawno wiedziałam, że jest ze mną coś nie tak. I do tej pory tak uważam. Jestem człowiekiem, ale jakby innym. Zupełnie inaczej odbieram świat. A może każdy uważa w ten sam sposób? Każdy jest niepowtarzalną substancją rozumnej natury, ale jest jeden,jedyny, znacząco różny od pozostałych. I każdy musi szukać drogi,by porozumieć się z innym. Może zabrzmię staroświecko, "lamersko" (nazywajcie jak chcecie), ale prawdziwą drogą, którą musimy podążać, jest droga do Boga. Zamknięci w swoich własnych ziemskich skorupach zatrzymajmy się na 10 minut, na wewnętrzną medytację, uspokojenie, wyciszenie. Mając przed oczami obraz Boga - który jest w każdym pierwiastku wrzechświata - doznajemy ulgi, że jako ludzie, nie jesteśmy sami. Może nie jest to łatwe. Nie wątpię, jeszcze jakiś czas temu sama bym z siebie obecnej kpiła, ale dziś myślę odmiennie.
Pozdrawiam Was, Kochani, patrzcie z uśmiechem w przyszłość. Nie poddawajcie się.

niedziela, 30 marca 2014

Skrzypek na dachu

Witajcie.
Wiosna już wreszcie przyszła, a wraz z nią cudowny nastrój. Teraz zaczynają kwitnąć pąki na drzewach i nic nie będzie w stanie zepsuć mi humoru. Oceny to nie wszystko. To liceum - to tylko kwestia szczęścia - czy nauczyciel będzie chciał, czy nie. Co z tego, że nauczę się wszystkiego? To już nie ma znaczenia.
W maju umówiłam się z bardzo dobrą koleżanką na sesję zdjęciową - naprawdę, ona robi mistrzowskie zdjęcia, więc może nawet ja: wyjdę wreszcie jak człowiek.
Poza tym byłam wczoraj na spektaklu "Skrzypek na dachu". Muzyka, stroje, gra aktorska - wszystko piękne i dopracowane.
IF I WERE A RICH MAN!
Oczywiście, byłam na wersji polskiej,ale posłuchajcie również tej. Poza językiem nie różni się niczym.
Dzisiaj moja młodsza (i jedyna) siostra obchodzi urodziny. Idziemy wraz z Caroline na spacer.
A jutro poniedziałek i nie mam za wiele lekcji. Zaczyna się cudowny tydzień.
Pozdrawiam Was, do zobaczenia.


niedziela, 16 marca 2014

Wyczekując wiosny

Witajcie.
Ostatnio nie najlepiej; zawaliłam kartkówkę z chemii i to doszczętnie: dostanę1 lub 2. No pięknie, po prostu pięknie. Być na biol-chemie i tak wszystko ogarniać. To potrafię już tylko ja. Poza tym nie jest aż tak źle - wiosna się zbliża i staram się tym pocieszać. A wraz z wiosną - dużo wolnego. Najpierw święta, jakieś wyjście w międzyczasie, a potem matury, podczas których mam cały tydzień wolnego. A po maju nastanie czerwiec i tym oto sposobem dotrwam do końca roku. Żałuję tylko jednego: tego, że nie będę już najlepsza, tylko jako jedna z kilkuset ludzi: zwyczajna, przeciętna, ze średnią tak niską, że nigdy nie przypuszczałam. Modlę się w duchu o to 4.75 na pasek, ale wątpię, czy uda mi się to osiągnąć. Dopadła mnie straszna prawda: nie jestem zbyt intelignetna ani mądra, jestem po prostu zwyczajna, tak zwyczajna, że chyba zacznę się ubierać na szaro, jak przystało na taką szarą myszę. Doprawdy, moje wizje dotyczące liceum były zbyt ambitne, zbyt idealistyczne, zbyt mało wiarygodne,by mogły się ziścić. I właśnie w ten sposób możecie oglądać mnie: poznaną wcześniej najlepszą uczennicę gimnazjum, a obecnie szarego człowieka, który stoczył się niżej, niż zamierzał.  A najsmutniejsze jest to, że daję z siebie wszystko, a z tego i tak niczego nie ma. Jeśli mogłabym polecić liceum...nie,nie idżcie do niego, bo narazicie się na ubytki w psychice, które raczej są nieodwracalne. Ogólnie mówiąc liceum to najgorsze,co może nas spoktać: nie ma żadnych zasad, a wszystko jest dozwolone (!) i tu oczywiście trzeba zazanczyć, że nie nam,tylko nauczycielom, którzy robią dosłownie, co tylko sobie chcą. Niesprawiedliwość. Wszechobecna. Chamstwo. Wszechobecne. Bezsilność. Wyciskająca z oczu łzy. I zostają już tylko łzy na dnie człowieczeństwa. Bo nauczycie się kombinować i nie będzie tu nic z uczciwości. I cały mój obraz świata runął w brutalnej rzeczywistości.
Ech, życie...
Trzymajcie się.

niedziela, 9 marca 2014

Ulepimy dziś bałwana?

Stało się. Mój świnek morski wyzionął dziś swego maluśkiego ducha. Dobry był z niego świnek. Ostatnio. Bo zazwyczaj to lubił mnie "podgryzać" a tak sobie, do obiadku. Ale ostatnimi czasy zdrowie mu nie dopisywało - wspólnie z mamą podjęłyśmy decyzje o skróceniu jego mąk. Niestety albo stety - uprzedził nas. Jedna z moich miłości znów odeszła. A co ja na to mogę odpowiedzieć? Niech śni w swym świecie,jeśli takowy jest.

W ten weekend oglądałam z siostrą dwie bajeczki: "Kraina Lodu" i "Zaplątani". I stwierdzam, że jestem fanką takich bajek i jest ciągle we mnie coś z dziecka. Czyżby naiwność? Nie wiem.
A jutro pobudka przed szóstą i jedziemy do szkoły. Znów wracamy do rutyny. Jak miło.

Pozdrawiam :)


niedziela, 2 marca 2014

Igrzyska Śmierci

Zbyt długo nie pisałam i nie zastanawiałam się nad sobą. Zbyt długo. Dziś jestem już inna, ale nie żałuję tej zmiany. Może  była mi potrzebna, choć świadomie tego nie wiedziałam. A teraz siedzę przy biurku i kręcę malutkim bączkiem z kinderniespodzianki. I  nie wiem już, czy to,co słyszę z ekranu telewizora, jest prawdą, ani nie wiem,jak bardzo poważnie wszystkie sprawy się mają. Może nasz świat jest jak ten bączek, który nagle przestał się kręcić i zaczyna się po prostu przechylać (czyt. rozpadać...). Zastanawiam się,czy może świat nie posiada w sobie jakichś bardziej złożonych struktur, np. odgórnych korporacji, które szykują się na trzecią wojnę światową? Brzmi niedorzecznie, prawda? Dopiero teraz zaczęło do mnie docierać, że tak naprawdę nie wiem,do czego byłabym zdolna w takiej sytuacji. Czy wyjechałabym gdzieś daleko? A może została i w geście heroizmu zginęła za miliony, by mogły żyć w wolnym kraju?
Wśród smutnych wiadomości zachodzi we mnie złożony proces. Zmieniam swoje nawyki: regularnie ćwiczę, zdrowo się odżywiam i maksymalnie wykorzystuję swój cenny czas. Ważne jest, że utrzymywać kontakty towarzyskie,ale osobiście,przy spotkaniach twarzą w twarz. Rozmowy przez fb albo gg powinniśmy wyeliminować,bo niepotrzebnie zajmują czas, a nie uczymy się i tak prawidłowego kontaktu z drugim człowiekiem. I przede wszystkim, zasada numer 1: musimy być silni - psychicznie i fizycznie. Świat może zgotować wszystkim "Hunger Games" i wtedy każdy z nas może stać się trybutem. Oby nigdy do tego nie doszło. Pozdrawiam.

poniedziałek, 17 lutego 2014

May the odds be ever in your favor

Ostatniej doby spałam raptem 5 godzin. Ale za to sprawdzian z historii mam za sobą i może nawet dostanę 4... nie, no dobrze, bądźmy realistami, może 3 będzie. Przede mną sprawdzian z matmy, anigelskiego, kartkówka z pp i wosu i oczywiście pytanie z niemieckiego i polskiego,bo nie można odpuszczać.  Obecnie mam jedno marzenie: dobrze się wyspać. Nie wiem,czy to tak wiele,ale zważywszy na fakt, że przez najbliższe dni tego nie doświadczę, widać, cóż, jestem zbyt wymagająca.  Ale jak mówią zasady franciszkanizmu: należy się cieszyć z każdej drobnej rzeczy i mieć w sobie dziecięcą radość życia. Ciekawe, czy będę mieć dziecięcą radość życia o godzinie 5, z podkrążonymi oczyma, bolącą głową i natłokiem jakichś myśli - jakgdyby mózg jeszcze śnił. Nic to, biorę się do pracy. Jak można zauważyć rzadko tu bywam - ach, mój blogu, wybacz, szkoła wzywa.

It's going to be a big big big day.

środa, 5 lutego 2014

Renowacja wnętrza w potokach myśli

Różnie u mnie bywa. W szkole jak na razie wręcz rewelacyjnie. Za to w domu - dość kiepsko. Wszystko wskazuje na to,że moja babcia jest nieuleczalnie chora. Każdy objaw idealnie wpasowuje się w "stwardnienie boczne zanikowe". Nie brzmi to najlepiej,nie sądzicie? Nie. To brzmi tragicznie. I nie ma na to rady. Poza tym postanowiłam zacząć od  nowa: jestem teraz zorganizowana, zmotywowana i zdrowo się odżywiam,unikam słodyczy oraz dużo ćwiczę. Jestem pewna, że tym razem nie upadnę za tydzień. Za bardzo pragnę zmian i akceptacji siebie. Skoro inni mogą, to ja też. Trzeba brać życie w własne ręce.
Nieprzyjemne rzeczy spycham na samo dno moich życiowych rozterek, wpajam zasadę optymizmu, uśmiecham się w duchu i pracuję nad dyscypliną swojego wnętrza. Czasem nawet się zastanawiam, czy nie skończę w klasztorze,co swoją drogą coraz bardziej mnie kusi...ale nie, raczej wątpie, moje różne potrzeby dadzą kiedyś o sobie znać. Tymczasem wyznaję zasadę: "nauka jest moją jedyną miłością" i wg niej postępuję. A jutro teścik z matmy - same przyjemności!
Pozdrowienia!

sobota, 1 lutego 2014

Birthday


 

Stało się! Skończyłam 17 lat. Urodziny spędziłam z moją najlepszą na świecie przyjaciółką - to o Tobie mowa, Caroline! Przywitałaś mnie jak zawsze - pogodna i ironiczna. Uśmiechnięta od ucha do ucha, z prezentem w dłoniach. Zajęłam się wzruszaniem się piękną ramką i naszym wspólnym zdjęciem, książką oraz słodką milką. A po chwili zobaczyłam Ją z wielkim tortem,na którym była petardka, strzelająca w górę kaskadą złotych iskier. Tort był dziełem sztuki! Składał się z takiej ilości warstw, że nigdy czegoś podobnego nie widziałam. Pyszne czekoladowo - orzechowe kawałki tortu znikały w naszych buziach.  A to nie był koniec niespodzianek! Jak wariatki robiłyśmy sobie głupie zdjęcia, aż w końcu znalazłyśmy wśród nich jakieś normalne, które Caroline postanowiła umieścić mi na Facebook'u. Ale co to byłyby za urodziny, gdyby nie wspólne przebranie w dresy, w które o dziwo się zmieściłam! Jak to się w ogóle stało? Musiałaś użyć chyba jakiegoś zaklęcia powiększającego, Chudzinko! Wspominałyśmy stare lata, kiedy chodziłyśmy do gimnazjum, a wszystko było bajecznie proste; potem pozwoliłaś mi się czesać (i wyglądałaś w tej fryzurze bosko), zajadałyśmy się spaghetti Twojej mamy, pizzą, oglądałyśmy "Abstrachuje" i darłyśmy się w niebogłosy, śpiewając piosenki 1D.  A potem postanowiłaś mnie nagrać, śpiewającą Adele, by na końcu stwierdzić, że szkoda Twojej pamięci!
Pod wieczór, gdy już byłyśmy umyte i ubrane w swoje urocze pidżamki, przyszedł czas na głuupi serial "Warsaw Shore"i  popcorn. I nie, wcale nie podziałała na mnie Twoja Perła Winter, a mój dobry nastrój i nagły atak śmiechu spowodowany był wyłącznie Twoją obecnością. Swoją drogą nie była taka gorzka,jak Ci najpierw oznajmiłam,a z butelki faktycznie smakowała lepiej.
Wreszcie padłyśmy zmęczone,ale w nocy coraz Cię budziłam, żebyś nie myślała, że sobie ze mną tak słodko prześpisz całą noc.
Pozdrawiam Cię, dziękuję za najwspanialsze urodziny ever!

Nie przypuszczałam, że dostanę prezenty od najlepszych dziewczyn z mojej szkoły. To było takie kochane i miłe, że nagle stwierdziłam, że świat jest jednak wyjątkowo piękny.Panna Ania-nie-Andzia(pseudonimy wiadomo, że wolę wstawiać, by zachować anonimowość) wykonała najpiękniejszą kartkę urodzinową, jaką kiedykolwiek widziałam. A Panna Informatyczna upiekła dla mnie przepyszne ciasteczka, którymi zachwycała się cała moja rodzina! Urodziny te zapamiętam na długo.

A moja kochana Matka Chrzestna również miała dla mnie prezent. Ogrooomny słownik angielsko-angielski już zdobi moją półkę.

Jak cudownie kończyć 17 lat...

poniedziałek, 27 stycznia 2014

Trzymając się wschodów słońca

Świat przybrał dziwne barwy. Nic nie jest takie, jak za czasów błogiego dzieciństwa, kiedy zupa "pomidojowa" była jedną z niespodzianek dnia, kiedy suchy piasek przesypywał się przez sitko i poruszał malutki wiatraczek, wprawiając mnie w zachwyt. Letnie dni nie są takie jak kiedyś już od kilku lat. Nie ma tej słonecznej poświaty, która okrywała dziecięce niewinne ciałka. Chmury się nie śmieją i coraz mniej przypominają smoki...Nawet zimy są już inne: bardziej mrożne, dystrykcyjne. Za wzorkami na szybie nie stoi "dziadek mróz",ale zwykły ohydny wiatr i zimna woda. A świat? Jest brudny, zezwierzęcony. Czy naprawdę nie ma w nim miejsca na klarowne zasady, moralne, pełne dobra ludzkie serca, które pragną żyć w sposób idealny...? Wszyscy podążają za instynktem, jakby zamiast się rozwijać, cofali do epoki, w której obrośnięci byli futerkiem. Wszystko odarte z intymności, miłości, wszystko jest przerażająco cielesne, nie ma miejsca na rozwijanie wnętrza.
Bombardowana codzienną porcją nagich ciał, wyświetlanych w telewizji, boję się, że ulegnę dzikim masom i popłynę z prądem. A przecież z prądem płyną tylko śmieci...
Muszę trzymać się więc słońca i razem z nim, z góry, patrzeć na rozwijanie się śmierdzącej zarazy. Nie pozwolę się zmienić. Nigdy.

" W oddali łąki, wejdźże do łóżka,
Czeka tam na Cię z trawy poduszka.
Skłoń na niej główkę, oczęta zmróż,
Rankiem Cię zbudzi słońce, Twój stróż."

                                         "Igrzyska Śmierci" S.Collins

niedziela, 19 stycznia 2014

Między zimą a rajem

Wychodzisz. Mroźny wiatr okrywa Twoją twarz. Blask z pokrytych szklaną taflą lodu przedmiotów uderza Twoje piękne oczy. Idziesz po zmrożonych chodnikach, zastanawiając się, jak to możliwe, że znalazłeś się w tym miejscu. A potem wspominasz sny. Tornada, kolorowe farby i ciemność pokoju oplata Twój spragniony umysł. Przełykasz ślinę, jakby to ona miała nasycić Twoje marzenia. Wciąż idziesz, aż wreszcie orientujesz się, że idziesz jakimś innym rytmem. Raz - dwa, raz-dwa...Tak bije mięsień w Twoim ciele, którego nie sposób rozgryźć. Przez głowę przebiegają Ci słowa piosenek, a Twoja dusza krzyczy. Przypadek? Nie sądzę. Wewnętrznie wyrywasz się spod węzłów przyzwoitości. Myślami jesteś daleko. Biegniesz, ciężko dysząc, a jednocześnie dziwisz sie, ile masz siły. Jak dużo potrafisz znieść i jak przewrotny jest człowieczy los... Aż wreszcie peron ostatni. Przystanek: wieczność. Nikt nie pyta, czy tak miało być. Tak jest. Miejsce? Raj. Wita Cię ktoś, kogo lubisz. Uśmiech pojawia się na Twojej twarzy i nie zamierza schodzić. Wszędzie słychać śmiech, który odbija się od zlodzonych przedmiotów tej Krainy Lodu, niczym kaskada Wodospadu Niagara. Tak wygląda niebo?  Wśród błękitów, ciepłch uścisków i spojrzeń czujesz połączenie dusz. A zawsze mówiłeś, że mama urodziła Cię w całości... Dopiero teraz czujesz, jakby to była pełnia.
Czerwone jabłuszko zdobi Twoją wyciągniętą dłoń. Skąd się tu wzięło...? Podobno zakazane owoce smakują najlepiej...

czwartek, 16 stycznia 2014

Podsumowanie roku

Dokładnie 16 dni temu zakończyliśmy 2013 rok. Stwierdziłam, że dobrze czasem jest powspominać stare czasy, żeby móc ze spokojem powiedzieć im: żegnajcie.
A teraz chcę pożegnać cały ubiegły rok.
Kochany 2013!
Dzięki Tobie odkryłam, jak ważne są dobre relacje międzyludzkie, a przede wszystkim: dobre relacje z dobrymi ludźmi. I że nie zawsze należy wszystkim ufać.
Dowiedziałam się też, co znaczy tracić bliskie osoby. Już wiem, ze nie wiadomo, kiedy przyjdzie nam odejść z tego świata, dlatego trzeba w pełni wykorzystać każdą chwilę, bo może być tą ostatnią. Teraz już inaczej żegnam bliskich. To trochę smutne, ale zawsze przez głowę przebiega mi myśl: to może być ostatnie pożegnanie...
Przeżyłam też piękne chwile, których nie będę wyrzucać z serca. Pierwszych miłości się nie zapomina - tak mówią. Co prawda to nie do końca było to, o czym marzy każda z nas, ale pewne sceny z tego filmu były naprawdę udane. Może nawet kiedyś podzielę się nimi z Wami, w jakichś opowiadaniach.

Osiągnęłam również wiele. Zdobyłam statuetkę "Primus inter pares", zakończyłam etap gimnazjum, odtańczyłam poloneza i dostałam się do jednego z najlepszych liceów w mojej miejscowości. Zajęłam trochę I miejsc w konkursach literackich.Dobrze napisałam testy, mimo że w dzień egzaminów z polskiego miałam pogrzeb....A najdziwniejsze jest to,że całe to piekło przeżyłam i żyję dalej. I wszystko się ułożyło.
Wbrew pozorom był to dobry rok. A teraz mówię mu do widzenia i wpadam w objęcia kolejnego, 2014 ;-)

Podsumowanie skondensowane, mało liryczne, ale takie powinno być. Do zobaczenia! :)

poniedziałek, 6 stycznia 2014

It should be easy

Ciągle mam zadawane prace domowe, ciągle muszę coś zrobić, że z utęsknieniem wyczekuję ferii. A w ogóle to już wakacji. Męczy mnie ten brak śniegu. Skoro jest zima to powinien być śnieg, a gdy nie ma śniegu to powinna być już wiosna. Poza tym w mojej głowie jest zima. Panują wichury i zamiecie śnieżne, a ja utknęłam gdzieś między ciepłem kominka a zmrożonymi płatkami śniegu, w przedsionku. Wspomnienia bombardują moje biedne myśli. Choć chciałam o nich zapomnieć. I czasem zastanawiam się, czy moja ogólna oziębłość jest spowodowana wspomnieniami czy moją osobą.  Wydaje mi się, że raczej taka się stałam, dokładnie, jak zgorzkniały dorosły, który z rutyną patrzy na życie. Jest jeszcze dla mnie ratunek?
directxKursory na stronę