poniedziałek, 30 grudnia 2013

Z welonem!

    Długo będę pamiętać Parę Młodą tańczącą na środku sali. Uśmiechnięte twarze i sceny rodem z filmu. Podobały mi się piosenki, wspólne tańce i chwile, kiedy nie trzeba było myśleć o niczym innym, bo liczyło się tylko tu i teraz. Na moment znów poczułam się człowiekiem, który może się uśmiechnąć, poczuć coś więcej. Zapomniałam jak wiele ludzi nie jest wart naszych spojrzeń. Poczułam się, jakbym była odarta z doświadczeń, przykrych wspomnień. Stałam się jak niezapisana kartka papieru; jakbym przeszła renowację. Zapomniałam jak to jest trzymać dłonie innego człowieka(zresztą bardzo przystojnego :P )  i uczyłam się życia od nowa. Ostatnie posty były bardzo przygnębiające, ale koniec już z tym. Czas dekadenckich myśli minął. Po weselu musiałam trochę oprzytomnieć - to nie ulegało wątpliwości - ale mam w sobie więcej dziecięcej radości i nadziei, że świat jeszcze nie upadł. Na oczepinach złapałam welon, ale to wszystko było ustawione, jestem wręcz pewna!  DJ wszystko zaplanował, widocznie na polecenie Panny Młodej.
    Lubię takie niespodzianki. Na balach można poczuć się jak w innej epoce. Jakby wszystko było snem, a Ty główną postacią, która jest - jak wszystkie kobiety wokół - damą, którą trzeba prosić do tańca, do której można się pięknie uśmiechać i na którą można nieśmiało zerkać. Zdecydowanie jestem zdania, że trzeba nas zaskakiwać.
  A po ślubie dostałam od Panny Młodej bukiecik kwiatów w podziękowaniu za oprawę mszy. Niby nic, a tak się cieszyłam! Kwiaty są najcudowniejszym darem od natury, jaki istnieje. Delikatne, pachnące, potrzebują prawdziwej miłości i pielęgnacji, żeby rozkwitnąć...jak można ich nie kochać?

Pozdrawiam Wac najgoręcej jak potrafię! :)

piątek, 27 grudnia 2013

Przedweselnie

Jutro idę na wesele. Uczeszę się rano jak najpięknej i pójdę do wizażystki, która wyczaruje cudo na mojej twarzy. Później przyjdzie czas na wycieczkę do Panny Młodej, żeby co nieco pomóc jej się wystroić. Razem z moją mamą (która notabene jest Starszą) będziemy zakładać Młodej białą suknię, uważając, żeby nie uszkodzić jej umalowanej twarzy.
Przed weselem przychodzi czas na ślub w kościele, gdzie będę śpiewać psalm i czytać modlitwę wiernych. Coraz bardziej czuję z tym związany stres. A co, jak coś pójdzie nie po mojej myśli?

Poza tym będę wyglądać olśniewająco, to mogę Wam oświadczyć. Tylko nie mogę zdecydować się na makijaż...
Makijaż wieczorowy: mocno zaakcentowane usta  Czy może coś w ten deseń?
...
Perfekcyjna *-* A może bardziej naturalnie?
Po weselu opowiem, na co się zdecydowałam :)

Pozdrawiam! :)

środa, 18 grudnia 2013

Sui caedere

Przemyślałam sprawę. Doszłam do wniosku, że naprawdę chciałabym już odejść. Tak na zawsze. Już na wieczność. I tak, wiem, że wieczność to baaardzo długo. Ale chciałabym już wiedzieć, jak to tam jest. W ogóle co jest po drugiej stronie. To byłoby takie niezwykłe przeżycie. Albo raczej: pośmiertne doświadczenie. Zaznałabym spokoju, którego tutaj mi tak brakuje. Wypełniłabym pustkę, którą noszę w sobie od zawsze. To męczące uczucie nicości w moim wnętrzu. I coraz większa oziebłość dla innych. Po co mam żyć? Okej, pójdę na studia, może nawet wyjdę za mąż. I co? Będę się starzeć, cierpieć, a potem bum i mnie nie ma. Po co się męczyć? Muszę oczyścić duszę, modlić się i starać się być dobra. A wtedy gdy będę już niezwykle i pokornie dobra, może Bóg się zlituje i zabierze mnie z Ziemi. Przejdę w inny  wymiar, a moja dusza zazna pokoju. Będę przechadzac się po kolorowej łące i śpiewać. A mój głos będzie anielski. I będę piękna, bo będę dobra. A wszystko co dobre, będzie piękne. I potrzeba transcendencji się zrealizuje. I wszyscy będą zadowoleni. I będę spokojna, szczęśliwa i przepełniona miłością. Tą prawdziwą, która istnieje tylko po tamtej stronie. Pragnę już odejść. Szkoda, że sui caedere jest grzechem. Gdyby tylko nie byłoby to potępione, może nawet spróbowałabym. Jednak...w moim przypadku to niemożliwe. Chcę zaznać spokoju, a nie trafić do jeszcze większego piekła.

Pozdrawiam Was.

Let Us Die Young, Let Us Live Forever

niedziela, 8 grudnia 2013

Powroty

Jak dawno mnie nie było. Liście zdążyły opasć, a śnieg oprószył dachy samochodów. Noce nie są ciemnoczarne, ale brązowo-kawowe. Mieszkania są ciepłe, a świat zimny. I wieje. Orkan Ksawery nie jest jednak jakiś strasznie przerażający.
A u mnie jak zawsze.Albo raczej jak ostatnio. To nowy etap mojego życia i muszę to zrozumieć. Tu nic nie będzie proste. Już niedługo będę pełnoletnia, za roczek. A potem będzie prawdziwe życie. I to nie ma być proste. W końcu to zrozumiałam. Nie jestem zła. Pogodziłam się z takimi faktami. Są. I trudno.
Za niecałe dwa miesiące skończę 17. Czy czuję różnicę? Nie. Czuję się tak samo, gdy kończyłam 11. Może trochę tylko więcej wiedzy.
W grudniu sprawdzianów mam wiele. Najlepsze są jednak z biologii: z elektroforezy żelowej, hybrydyzacji, amplifikacji i innych śmiesznych słów. Najważniejsze, że nauka ich sprawia mi radość. To się liczy. Za to boję się chemii. I mojej matury. Ale dam radę. Wierzę w siebie. To najważniejsze.

A, jeszcze sprawa Mikołaja. Dostałam ciepły szaliczek,czapkę i rękawiczki, blok,wkłady do ołówka, nowoczesną sztalugę. Książkę, notes i zestaw kremów, mleczek, maseł i balsamów z serii kakaowej. Pychotka. Pachnie tak, że niedługo zacznę jeść.
Im jestem starsza, tym mniej magiczne jest wszystko. Żałuję bardzo. Ale trzeba we wszystkim dostrzegać pozytywy.

Dzisiaj byłam na wolontariacie. Robiłam różne świąteczne ozdoby z maluchami. Było świetnie. Ludzie potrzebują takich odprężających spotkań, polecam!

Pozdrawiam świątecznie i zimowo
;*


niedziela, 10 listopada 2013

Kara życia

Jeśli będziesz mieć szczęście - to umrzesz. Ale ja mam akurat pecha. Muszę obijać się o tych ludzi, którzy nie maja już w sobie człowieczeństwa. Wylewamy z siebie najgorsze emocje, jakie kiedykolwiek w nas były. Jesteśmy źli, zepsuci do bólu. Kobiety ostatnio straciły na wartości. Spotykam tylko takich ludzi, którzy traktują je przedmiotwo, jak zwykle szmaty, o które można się wytrzeć. Wszyscy nas dyskryminują. Coraz bardziej tego doświadczam. Brak wykształconych i zabawnych mężczyzn. Brak prawdziwych księżniczek. Ogólnie brak normalnych, prawych ludzi. Smutne.
A co słychać u mnie. Gorzej już być nie może...ale lepiej nie będę tak mysleć, bo "Gdy myślisz, że nie może być już gorzej, to okazuje się, że jednak może". Czuję się beznadziejnie: odarta z wartości, bez talentów, bez niczego. Powoli zamieniam się w trupa. Czekam tylko na jakiś czas, kiedy się będę mogła wyspowiadać ( a wiadomo, co mnie potem czeka? Lepiej być ubezpieczonym), a potem może Bóg się nade mną zlituje i zabierze mnie stąd. Wiecie, tak powiem Wam, że na Ziemi jest chyba gorzej niż w piekle. A tak nawiasem mówiąc, to jestem ciekawa, jak to jest umierać. I co jest potem. Chciałabym umrzeć przez wykrwawienie. Byłoby wtedy tak widowiskowo...nie sądzicie? Skąpana w krwi, blada kobieta lat 20, oddała ostatni swój oddech pod wątłym blaskiem księżyca...Ale to tak tylko przy okazji. Nie mogłabym zrobić tego rodzinie. Tylko ta myśl trzyma mnie przy życiu. Nie wiem,jakby to przeżyli.
A poza tym jakoś jest. Mam chyba nerwicę lękową i powinnam udać sie do lekarza. Ale nawet nie mam czasu, żeby zadbać o swoje zdrowie.

Pozdrawiam Was serdecznie, buziaki
:)

piątek, 25 października 2013

Z depresją, nerwicą i lękiem

Tydzień minął. Minął. zawaliłam sprawdzian z angielskiego i sprawdzian z chemii. Ale co tam, co najmniej 3 będzie: zdam. Nie mogę sobie tego darować. Ostatnio tak opuściłam się w tej nauce, że koszmar. I nie jest to tak, że się nie da. Ja w głębi duszy wiem, że jakbym chciała, to bym mogła. Tylko mi się już po prostu nie chce. Nie widzę sensu w tym życiu. Wszystko jest tylko marnością - niczym więcej. Po co się starać, Bóg wie jak żyć, jak i tak każdy skończy tak samo? Będę gniła pod stertą ziemi. I wcale nie jest mi z tego powodu smutno. Tylko żałuję, że ciągle dostaję od tego życia po tyłku. Fakt, wygrałam konkurs. Fakt - zgarnęłam dwie szóstki, a z polskiego mam same piąteczki no i tę szóstkę. Ale co mi po piątce z informatyki, edb, polskiego, geografii i religii czy niemieckiego i fizyki, gdy mam dwa z historii i 3+ z wosu? Gdy mam jeszcze inne trójeczki ( no tych to na razie około 3) oraz czwórki. Co mi po tych piątkach... Nie mam jakiegoś powera, brak mi motywacji, celu, który mogłabym osiągnąć, kogoś, dla kogo mogłabym żyć. Nie mam ochoty na nic. Nawet jeść mi się nie chce, co jest w moim przypadku baaardzo dziwne. Głowa mnie boli non stop. I albo padam albo nie mogę zasnąć. I albo śpię albo się budzę z koszmarami. Drżą mi dłonie, mam ochotę ryczeć i muszę się nieustannie powstrzymywać od rozklejenia. No i powiedzcie, że to nie jest jakaś nerwica czy cholera inna...
Ja już naprawdę nie wiem,jak sobie poradzić z tym życiem, które straciło kolory. Które jest jak suchy piasek, a każde ziarenko to dzień. Ludzie są nieprzyjemni. Powinnam odkryć to dawno, ale miałam po prostu szczęście. A teraz na reszcie spotkałam się z prawdziwym życiem, które jest brutalne i okrutne. Jak tu dorosnąć, kiedy jest się już starcem?

poniedziałek, 14 października 2013

Świat w okresie międzywojennym. Czyli o humanie na biolchemie

Nie żebym się skarżyła, płakała, nie rozumiała, nie. Ja po prostu nie jestem w stanie polubić historii, którą - wydaje mi się - że mam niczym rozszerzoną. Myślałam, że jakoś ją przetrwam, dając z siebie co nie co, że będą 4. Ale nie, przecież to doktor, jego przedmiot to jest bóstwo, które się wielbi, a on i tak jest dobry, przecież łagodnie ocenia...Nigdy nie myślałam, że na biol chemie będę się uczyć historii więcej niż chemii czy biologii. Poszłam na biol chem, bo wiedziałam, że rozszerzonej historii nie przeżyję, bo zginę na którejś ze stron zapisanych maczkiem, nie, raczej czarnym makiem, który wbija się gdzieś w umysł, blokując zapamiętywanie. Jednak mnie dopadła. Nie ucieknę przed tobą,prawda? O zgrozo, ty jesteś jak noc czarna, jak dno nieskończonej czeluści, atmosfera na Jowiszu, jak Czarna dziura w Galaktyce, pochłaniająca wszystko i wszystkich. Drżę przed tobą w każdy czwartek, potykam się o bruk chodników, podążając do bram Unii, wiedząc, że za kilka godzin stanę z tobą OKO W OKO. A oczy twoje jak dwa ognie, które żarzą się ciemnym blaskiem na mój widok. Ręce twoje jak ręce zboczeńca, zabierają mi radość, którą powinnam czerpać z nauki. Przez to katuszami wydają się godziny spędzone nam książkami, z zamiarem pogłębiania wiedzy.

Ale nic to, pokłonię ci się, z drwiną na ustach, pójdę wchłonąć 50 stron, choćbym miała je wyryć na pamięć, na kamiennych tabliczkach mojego mózgu.

Mam nadzieję, że już rozumiecie, co dla mnie oznacza "Historia"....
Pozdrawiam

PS: Wczoraj byłam na koncercie na KULu i zajęłam I miejsce w konkursie literackim! :) Widać mnie nawet przez chwilę w panoramie! :)

piątek, 11 października 2013

Czechy, pierścionki i poziom niżej morza

Wczoraj wróciłam z czterodniowej wycieczki do Czech. Pomijając żałosne szepty za moimi plecami, schlanie się (inaczej powiedzieć nie można) niektórych dziewczyn z całej tej popieprzonej klasy oraz chodzenie tychże osobników po belkach w rozsypujących się domkach, brak prądu w ostatni dzień oraz siedmiogodzinną jazdę na miejsce, było naprawdę świetnie. Wraz ze swoją grupą pięknych i mądrych ( niczym wielka idealna rodzina Cullenów) zachwycałyśmy się przepaściami i skałami, na które trzeba było się wspinać. Opracowywałyśmy Plan "Ignore", który w moim przypadku sprawdzał się świetnie. Szkoda, że niektóre z nas tak bardzo chcą zyskać sympatię Młodych i Głupich - ja uważam, że to może tylko pogorszyć wszystko, lepiej po prostu nie pakować się tam,gdzie nas nie chcą. Owszem, musicie wiedzieć, że byłam na językach grupki osób i to jeszcze bardzo bezczelnych językach. Doszło do tego, że usłyszałam swoje nazwisko, gdy siedziałam w autokarze, aż chyba żałuję, że nie słuchałam, o co chodziło. Ale miło to nie brzmiało. Chodziło o jakąś "idealność". No cóż, mogę tylko współczuć, że mają aż takie kompleksy. Najgorzej miały dwie inne dziewczyny - im to szczerze współczuję. Ta cholerna grupa zrytych łbów rzucała w ich domek kamienie i wspinała się na ich dach. Ich złośliwość nie zna granic. To może tylko ich wiek - chociaż to raczej nie on gra tu główną rolę - gimbaza to po prostu stan umysłu. A co gdybyście musieli całą drogę siedzieć niedaleko tej cholernej grupy, która cały czas darła mordy i rozmawiała o sraniu i rzyganiu? Tak, naprawdę, nie będę przytaczać ich błyskotliwych myśli, ponieważ nie okażę tu żadnego poziomu, żadnej kultury, którą chcę jednak jeszcze zachować.
Ale właśnie tak było - jeśli to można sobie wyobrazić - że robiło naprawdę nieprzyjemnie.

Poza tymi małymi epizodami, zrobiłyśmy sobie śliczne zdjęcia, które wrzucę na fejsa, żeby pochwalić się moim prawdziwym przyjaciołom. Na poziomie. Którzy nie leżą na wznak i zaczynają dusić się swoimi wymiocinami (dobrze, że nie doszło do katastrofy). Z wycieczki zostaną mi pierścionki, które kupiłam sobie w Centrum Olimpia w Czechach. Pozdrawiam Was i mam nadzieję, że Wasze życie nie będzie przypominało mojego. A te głupie pin*y (bo inaczej tego nazwać nie można) niech żyją swoim marnym życiem, którego nikt nie powinien oglądać.

sobota, 21 września 2013

Świat mniej kolorowy ?

Witajcie.
Rozłożyła mnie choroba na dobre. Posiedzę sobie w ten weekend, żeby w tygodniu móc funkcjonować. W poniedziałek czeka mnie test diagnostyczny z biologii, więc akurat mam motywację, żeby się uczyć. Poza tym jest mniej kolorowo. Jakoś tak szaro, tak smutno. A jedyne co mi teraz pozostało to nauka. I wcale nie jestem tym przygnębiona. Ostatnio odkryłam, że lubię się uczyć. Dostałam takiego "kopa" do pracy, że aż miło. Odrabiam prace domowe non stop ( nawet w piątkowe popołudnia) i sprawia mi to przyjemność! Lubię się uczyć. A najbardziej lubię ten stan, gdy stoję przy swojej ławce i o tym wszystkim, czego się nauczyłam, opowiadam, a banda przedszkolaków przeciera oczy. Tak, jesli się ktoś uczył systematycznie, to ma pojemniejszy umysł.Fakt. Nigdy nauka nie sprawiała mi problemu. A miałam to szczęście, że obracałam się wśród ludzi, którym też to szło nieźle. A teraz się tak dziwnie złożyło, że jestem wśród człekokształtnych, którzy nie podzielają mojej radości i chęci pracy. Pierwszy raz muszę powiedzieć o kimś, że jest dziwny. Tak. Moi rówieśnicy są jacyś dziwni i nie mogę (wcale!) ogarnąć ich toku rozumowania. Poszłam niby do najlepszej szkoły, ale wcale tak "wyścigowo" nie jest. Im po prostu nie zależy ( nie wszystkim,ale większości)... Jednakże kij(...). 
Poza tym czuję się lepiej psychicznie: odżyłam, uspokoiłam się, zaczęłam panować nad swoim życiem: planować, planować i planować. Wszystko jest poukładane . A gdy wszystko ma swoje miejsce wokół Ciebie, to w Twojej głowie również. I tego się trzymajmy.

Pozdrawiam Was! :-*

czwartek, 19 września 2013

Szaruga, katary i sprawdziany

Zaraz wybieram się do szkoły. Gardło mnie boli, rżnie, drapie i piecze, ale co tam, ubrana już w cieplutki sweterek-tunikę, wybieram się i zbieram na autobusik, nie byle jaki, bo podgrzewany,co by pasażerom w nóżki zimno nie było. Przede mną pierwsza matma i zbiory, potem godzina wychowawcza i spotkanie z osobą niepełnosprawną ( ciekawe czy psychicznie czy fizycznie) a potem już z górki: kartkówka z historii i pytanko z polskiego. Dzień jak co dzień, gdyby tylko nie ta pogoda i moje przeziębienie! Gripex już wzięty, tabletki od gardła ssane, więc będziemy czekać na dalszy rozwój cholery, która mnie zaatakowała.
Zauważyłam, że w autobusie są najlepsze myśli filozoficzne, jakie w życiu miałam. Stwierdziłam, że im człowiek starszy, tym inaczej myśli, wyrasta z płytkich książek, wymagając więcej, a to wszystko dzieje się wraz ze wzrostem IQ.  Także moi kochani, pracujcie nad wytwarzaniem neuronów, nowych połączeń, żebyście byli pewni siebie i przede wszystkim : dumni. Uczcie się, nieważne jak wiele czasu przeznaczacie i jak trudno Wam to przychodzi. Musimy nad sobą pracować, nie uważacie?

sobota, 14 września 2013

Nie dla gorących kąpieli!

No właśnie, ostatnio postanowiłam się trochę zrelaksować po męczącym tygodniu i ze smutkiem stwierdziłam, że kąpać się też należy umieć ;) Dowiedziałam się bowiem, że kąpiel w zbyt gorącej wodzie (tzn. takiej, która jest cudownie cieplutka i przyjemnie mnie otula z każdej strony jak kołderka) może się okazać nawet niebezpieczna dla organizmu! Mogą wystąpić zawroty głowy, obrzęki nóg - które z kolei nie pomagają nam, kobietom, w walce z cellulitem, a wręcz przeciwnie - czy wystąpienie pajączków, jeśli mamy skórę naczynkową. Niestety, dowiedziałam się tego wszystkiego dopiero po cudownej kąpieli, która sprawiła, że moje dłonie i stopy były jak czerwone buraczki.... i wcale nie czułam się zrelaksowana - wręcz na odwrót: przemęczona, z "ciężkimi" nogami i trzęsącymi się kończynami. Nie za fajnie uczucie - nie polecam. Chociaż kocham takie gorące kąpiele, ze smutkiem muszę stwierdzić, że mój organizm nie za bardzo i trzeba będzie się przerzucić na "lżejszą" odmianę ciepła...

A w Unii, jak to w Unii, pracy kupa, ale trzymamy się jej wszyscy i jesteśmy niezniszczalni. Staliśmy się wielką rodziną o nazwisku "IF". Jak maż i żona - tak dziewczęta i "chłopięta" - wspierają się nawzajem, informują o sprawach różnych i różniejszych, przypominają o kartkówach i pytaniu. Jak równy z równym, wszyscy z zacięciem, wysokim IQ i radością typową tylko dla nas - UNITÓW - idziemy wciąż do przodu, widząc w oddali białe fartuchy i słysząc ścieżkę dźwiękową z "Na dobre i na złe". W międzyczasie niektóre przyszłe lekarki uczęszczają do sławnego chóru, co by w późniejszych latach śpiewać pacjentom jakieś marsze żałobne. Ale to jest nic w porównaniu z uczęszczaniem na koło informatyczne do sławnego informatyka,który chce nas poznawać po zgaszeniu światła; choć to również jest nic po zapisaniu się na olimpiadę polonistyczną. Jakby było mi mało, z chęcią chodzić będę na kółko z hiszpańskiego ( a co, tylko angielski i niemiecki? Dawaj na hiszpana! ). Moje ambicje kiedyś mnie przerosną. Ale z drugiej strony, co mi pozostaje? To jest na razie najważniejsze. Nie mam nic innego do roboty i dla kogo innego. Tylko dla siebie. Jestem samolubna i mi z tym dobrze :-) 

Pozdrawiam tych, którzy są tego warci.
PS: Pozdrawiam Caroline i dziękuję za miłe spotkanie. Oby było takich więcej.

wtorek, 10 września 2013

Liceum - integracja !

Właśnie wróciłam z integracji, na której każda klasa musiała się zaprezentować. Nasza śpiewała piosenkę, którą przerobiłam na nasze potrzeby. Poznałam sporo ludzi, w tym również z drugich klas (aach, takich przystojniaków widziałam, że ojejciu, macie, czego zazdrościć :P). Drugie klasy nas trochę nastraszyły, że będzie strasznie i wgl (jaaasne, o gimnazjum też mi tak mówili, jakoś żyję i to ze średnią 5.39), więc nie ma co się łamać, trzeba kuć. Poza tym czuję, że przede mną najlepszy okres w moim życiu: prawdziwa wolność, osiemnastki, nowe znajomości, przyjaźnie do końca życia, uśmiechy i znaczące mrugnięcia - po prostu prawdziwa esencja licealnego życia. Stwierdziłam, że trzeba z życia brać, ile się da, więc się nie będę szczypać :)
W październiku szykuje mi się czterodniowy wyjazd do Czech, a potem ślubowanie i otrzęsiny w szkole, dyskoteka (aach, już się nie mogę doczekać!), a Pani Dyrektor z mojego gimnazjum poprosiła, żebym śpiewała na gimbazjalnej uroczystości, chociaż nie jestem już w gimnazjum! To dopiero dowartościowanie.

Lepiej więc być nie mogło: nie narzekam na brak kolegów i koleżanek, wręcz aż mi głupio, bo zabiegają o moją uwagę, a przecież każdy mógłby mieć mnie w "d".
Jest więc cudownie, znowu los się do mnie uśmiecha. I wiecie co? Nic nie dzieje się przypadkiem. Wszystko, co się ostatnio zdarzyło, jest prawdziwym darem. DAREM. Naprawdę wszystko ma jakiś cel i ma prowadzić do czegoś konkretnego. Tak więc wszystko przede mną! :)

poniedziałek, 9 września 2013

Wybaczam

Żeby żyć w spokoju, trzeba wybaczyć. To nie znaczy "zapomnieć", tylko "wybaczyć". Stwierdziłam, że kobiety powinny mieć swój honor. Ja taki honor posiadam, nie pozwolę sobie na takie traktowanie. Dlatego nie zamierzam się zmieniać, tylko patrzeć na życie z dystansem, ze zdrowym rozsądkiem. Będę wierzyć,że na świecie istnieją jeszcze ludzie inni, z twarzą, którzy mają w głowie coś, a nie pustkę. Którzy myślą, jak ja: nie chcą krzywdzić innych, a chcą przeżyć coś pięknego. Będę żyć nadzieją, że są jeszcze rycerze, dżentelmeni, którzy coś sobą reprezentują. Znają swoją wartość i wartość kobiety.
Wiadomo, że większość to świnie i chamy, ale zdarzają się wyjątki. Czy warto więc zranić te wyjątki? Nie chciałabym, żeby jakiś chłopak zranił mnie tylko dlatego, że jego poprzednia dziewczyna była zwykłą suką. Trzeba mieć swoją godność. Nie będę się zmieniać przez jakiegoś osobnika o niskim ilorazie inteligencji,prawda? Nie tędy droga, Kochani. Tylko pamiętajcie: zanim powiecie "kocham", poznajcie dobrze(ale naprawdę dobrze) tę osobę. Jeśli się okaże zwykłą świnią, to trudno. A może akurat będzie to prawdziwa indywidualność? ;)

Patrzmy z uśmiechem w przyszłość. Bo tyle jeszcze przed nami!

sobota, 7 września 2013

Ludzie. Nie ufajcie, nie warto

Zaufałam. Miałam w swoim życiu epizody, kiedy ufałam. Tylko dwóch ludzi mnie nie zawiodło. Tylko dwóch na tyle istnień ludzkich, jakie miałam okazje poznać! Teraz wiem, że tak nie wolno. Po prostu nie można już ufac ludziom. Nie wierzcie ich słowom. Nie wierzcie nawet gestom! Obecnie nic już nie ma znaczenia. I wszystko przemija. Nie wolno zawierzać innym, jak tylko sobie. Chcecie ufać? Liczcie się ze stratą, ze spustoszeniem w umyśle, w waszej psychice, w waszych sercach. A wtedy nic nie będzie jak dawniej. Będziecie się bać drugiego człowieka, zniszczycie być może coś, co nazwalibyście miłością. Bo nie zaufacie już kolejny raz, chyba, że jesteście na tyle silni, by pogodzić się z poprzednim błędem Waszego życia. A wtedy więcej niż prawdopodobne jest, że znowu zostaniecie oszukani. Zepchnięci na sam margines, jako nic nieważni. I będziecie znowu to czuli: strach, zdziwienie, niedowierzanie, smutek, rozpacz, czarną rozpacz. Dużo rozpaczy i pesymizmu. Dopiero wtedy Wasze życie naprawdę straci sens, kiedy stwierdzicie, że nie macie nikogo, kto by o Was zabiegał, kochał, troszczył się. Kogoś, komu by się chciało wysilić się na szczerość, na to, by móc zyskać Wasze względy. By być kimś w Waszym życiu.
A wtedy przychodzi rozpacz. Depresja. Nic już Was nie zadowoli. I będziecie uciekać od tego uczucia, tak jak teraz ja. Trzeba udawać, że jest się twardym. Muszę być silna - tak zawsze uczyli mnie rodzice. A ja chciałabym pobyć człowiekiem, móc się wypłakać i pomartwić, wyrzucić z siebie złość, całą nienawiść, napluć na świat. Ale nie. Więc uciekam w naukę, w znajomości, by nie myśleć. By zapomnieć. By po prostu nie kochać. By być cholernie obojętną.

A potem kolejny etap. Etap nienawiści. Będziecie nienawidzić całym sercem, całą duszą i ciałem. Będziecie pragnąć, by ten, kto Was skrzywdził, cierpiał dokładnie tak, jak Wy. Chętnie obrzucilibyście go błotem  i zdzielili kilka (dziesiąt) razy po twarzy. Niech wie, jak bardzo bolało! Niech poczuje, kim jest.
Chęć zemsty nie da Wam spokoju. Ale nieważne, ile razy się zemścicie, ból nie przejdzie, a będzie jeszcze większy. Bo trzeba przebaczyć, by być wewnętrznie wolnym i szczęśliwym. Ale jak wybaczyć, kiedy tak cholernie boli Cię dusza? Kiedy płaczesz każdej nocy, by nikt nie widział, kiedy zaciskasz pięści, jadąc autobusem, kiedy przygryzasz usta i raptownie nabierasz powietrza, by nie uronić łzy? To co było, nie wróci. A ja nie chce, żeby wróciło, bo wtedy i tak już nie byłoby jak dawniej. Po prostu: przepadło bezpowrotnie. I zostaje pytanie: po co było się w to pakować? Po jaką, kurwa, cholerę?

Białe Kocię...Moje kochane Białe Kocię...
 Wróciłeś.
Nie dasz rady przez to przejść sama. A ja jestem od tego, byś poczuła się pewnie.
Brakowało mi Ciebie.
Nie, nie brakowało. Dawałaś sobie spokojnie radę ze wszystkim. Czuwały nad Tobą siły. Ale ktoś, kto na Ciebie nie zasłużył, zbyt mocno Cię zranił.
Nawet nie wiesz,jak mocno. Pamiętasz, jak Ci mówiłam, że chcę miłości, żeby móc siedzieć na ławce w parku i trzymać się za ręce? Pamiętasz? To było najgłupsze marzenie na świecie.
Nie mów tak. Na świecie jest 7 miliardów ludzi. Skąd wiesz, gdzie jest Twoja połówka? To jest tak, że może była blisko (jakieś 20 km od Ciebie), a Tobie się wydawało, że ciągnie Cię do niego. I widzisz, to nie było to. Teraz już wiesz. Prawdziwa miłość znajdzie Cię sama. Nie będziesz wiedziała kiedy, ani jak. Nic nie rób, ani na nic nie czekaj. To przyjdzie naturalnie, a wtedy będziesz wiedziała, dlaczego ten typ musiał Cię zranić. Żebyś była szczęśliwa ze swoją połówką. Tą prawdziwą i jedyną. Każdy z nas ma takiego kogoś przypisanego. Koniec, kropka.
Może masz rację...
I jeszcze jedno: Będziesz wtedy czuła się kochana. Tak bardzo kochana, że będzie Ci głupio. Będzie chciał spędzać z Tobą każdą sekundę i nie będzie widział świata poza Tobą, wiesz? Tak właśnie będzie. Kiedyś. Jesteś młoda i tyle na Ciebie czeka...
Dziękuję. Może z każdym kolejnym dniem, będę patrzyła bardziej optymistycznie.Na razie czuję się strasznie. Zwłaszcza wieczorami, kiedy zostaję sama w pokoju. Gdy się sakleczycie, to ból nie jest taki straszny. Wiecie, gdzie Was boli i dokłądnie wiecie, jak temu zaradzić.  A gdy boli Cię w środku...To zaczynasz się dusić i nie możesz oddychać. Tak, tak, zabiłeś moje wnętrze. Jestem cmentarzyskiem uśmiechów i radości. Przechodziłam się ostatnio po nim i zapaliłam lampkę nad twoim nazwiskiem. Dla mnie już nie istniejesz. Przegrałeś swoją szansę. Pragnęło mnie trochę ludzi, a akurat ty dostałeś mnie praktycznie za darmo. I nie skorzystałeś, a wręcz odrzuciłeś. A teraz? Stwierdzisz, że nie znajdziesz drugiej mnie. Będziesz żałował. Ale przegrałeś sprawę. ;]
I dobrze mówisz. Przegrał. Niech da Ci święty spokój. Jeśli nie umiał docenić tego, co posiadał, to stracił to. I to on ma płakać, a nie Ty. Pamiętaj. Jesteś kobietą. Masz uczucia i swoją godność. Nie zasługujesz na takie traktowanie. A znajdzie się ktoś, dla kogo będziesz księżniczką. A teraz zmykaj się uczyć - to najlepsza metoda na rany. Zalep je nauką. Zmykaj, Kędziorku. 

piątek, 6 września 2013

NIGDY nie wchodźcie dwa razy do tej samej rzeki!

 Czym dla Was tu obecnych jest słowo "miłość"? Dla mnie,odkąd pamiętam, zawsze znaczyło walkę o związek, o siebie i wzajemną zgodność i szacunek oraz szczerość.Szczerość przede wszystkim. Ach, zapomniałabym o najważniejszym: miłość była jedynym pewnikiem w teraźniejszości, jako obywatel świata, gdzie panują wampiry - miłość, wierzyłam, że dzięki niej jesteśmy zdolni do wszystkiego, do oddania życia bla bla bla...A czym jest dziś? Nie wierzę w nią. Mówię z czystym sercem: prawdziwa miłość nie istnieje. I zapamiętajcie to lepiej dobrze, żebyście nie mieli złudzeń. Wiem już przynajmniej to i ja.
   A teraz zasada życia numer dwa: rodzice mają rację. To jest fakt. Niepodważalny. Zawsze, jeśli mówią, że coś się stanie: tak będzie. Może jesteście na etapie "moi rodzice wgl nie mają pojęcia o życiu". Jednak to nie do końca prawda. Jednak mają. To się nazywa: doświadczenie.
  A teraz jestem mądrzejsza o kolejne nowe (bardzo nieprzyjemne) doświadczenie. Boję się, że przez to, że wszystko się skumulowało(dodajcie do tego nowe liceum!) nie dam rady tego udźwignąć. Czuję się źle. Tak bardzo źle psychicznie, że notorycznie powstrzymuję się od płaczu. I wiecie co? Najlepszym lekiem na rany jest nauka. Żeby nie myśleć i nie płakać, trzeba zająć umysł. Ale nie wiem, na ile starczy mi sił. Mam wrażenie, że powinnam wziąć coś na uspokojenie. Ale nie mogę, bo mama zaraz zaczęłaby robić dochodzenie!
   Liczę na to, że mi po prostu pomoże czas i znajomi. Zauważyłam, że im dłużej z nimi jestem, tym bardziej udziela mi się ich radość życia i nie pozwalam sobie na to, by się załamać. Myślałam, że nie będę tą, która przeżywa. Ja w sumie nawet nie żałuję aż tak bardzo. Nawet jestem może wdzięczna. Po namyśle stwierdziłam, że nie za bardzo do siebie pasowaliśmy i może faktycznie nie miało to sensu? Jednak mam taki ciężar w środku. Może to jest po prostu "złamane serce"? Żal mi po prostu tego wszystkiego, że się zbyt emocjonalnie zaangażowałam. Wiadomo, że człowiek się przywiązuje do pewnych stanów rzeczy. Ja już zdążyłam się przyzwyczaić, niestety. Ale kto by się przejmował? Tyle teraz chłopaków. Zwłaszcza w liceum. Jestem wolna, niezobowiązana. Czy to nie cudownie? Muszę przyznać, że związki to nie jest to, w czym czuję sie rewelacyjnie. Tak trochę "uwiązano" się czuję. Teraz można oddychać, ale jednak mam coś w gardle. Szkoda mi tego, co było...Bo trzeba przyznać, że do pewnego momentu było przecież pięknie...A potem zaczęło się psuć. I taka mała rada na przyszłość dla chłopaków: dziewczyna czuje, kiedy się oddalacie, kiedy coś Wam nie pasuje, to wszystko jest WIDOCZNE. Miejcie tę cholerną odwagę mówić od początku nad czym myślicie, a nie jak kretyni, udajecie, że wszystko gra, jednocześnie zachowując się całkiem inaczej! To wszystko WYCZUWAMY, zaczynamy się martwić, a potem to już jest depresja. I po co? Nie można od razu? Wcześniej? Im wcześniej macie takie myśli, tym lepiej, bo można zaoszczędzić wiele łez i nerwów! Więc do jasnej cholery, bądźcie mężczyznami. A nie kompletnymi idiotami, którzy proponują pieprzoną przyjaźń. Jesteście poważni? Ja pierdolę, nikt mnie jeszcze nie doprowadził do takiego stanu. Dziękuję bardzo, wiem, czego nie robić na przyszłość. Ja dziękuję za tę całą "wielką i piękną" miłość, ja jej nie potrzebuję, wolę być sama, niż potem czuć to,co teraz. Jestem tak wnerwiona i cholernie jest mi przykro.
I wiecie co? Zostałam skrzywdzona! Nie boję się tego przyznać. Ale mam zamiar się zmienić. Mam już w dupie ten chory świat. Tacy jesteście? No to proszę, nie dziwcie się, że potem są z nas suki, które się Wami bawią. Jak ma być inaczej, jak poznajemy właśnie Was takich? Mówicie, że kochacie. Ha. Na jak długo? Miesiąc,dwa? Za często używacie tych słów. Albo się kocha, albo nie. Nie ma, że przeszło. Kiedyś ludzie mówili, że kochają. I oddawali życie. Mówili, że zabiją - zabijali. Dziś mówią, że kochają. Potem porzucają.

Pieprzcie się wszyscy ;]
dziękuję, dobranoc.

poniedziałek, 2 września 2013

Witaj, Unio

Stało się. Przeszłam progi Unii, znam zaledwie kilka osób/35, ale to już coś. Mamy 5 chłopców w klasie ( a może 6 nie pamiętam), na 35 osób. Dziewczyny można scharakteryzować w ten sposób: wyróżniała się grupa na 12-cm szpilach, w miniówach i platynowych włosach(jak one się tu dostały??) oraz grupa pięknych, ale wyglądających na rozsądne dziewczyny. Wszystkie były takie "dorosłe", wszystkie oprócz mnie oczywiście i dosłownie może 2 jeszcze dziewczyn. To chyba jeszcze inna grupa,ale tak nieliczna, że nie ma co się rozpisywać. Czy ja w ogóle kiedyś dorosnę?! Nieważne to raczej.
Wychowawczyni jest w porządku: uśmiechnięta, lecz stanowcza, starsza, ale nie moher, taka w sam raz. Mówiła składnie i ładnie, poruszyła sprawę szatni i okazało się, że nasza jest sektorem C(ach, jak do dostojnie brzmi), niedługo otrzymamy karty magnetyczne, legitymacje we wrześniu i oczywiście nasze spotkanie integracyjne odbędzie się w następny wtorek. O dziwo, lekcje nie zaczynają się codziennie o 7.30, lecz o 10.10 albo 9.10. Poranne wstawanie nie będzie mi więc doskwierać.
Poza tym jest chyba okej, no nie licząc tego, że Kocurek rzadko raczy do mnie napisać. Czas by się zobaczyć. No,ale ja się nie będę narzucać, skądże znowu. Jak to się mówi łaski bez. Czy za mną w ogóle można tęsknić? Może nie, ja tam nie wiem...;/

A jutro piękny pierwszy szkolny dzień. Trzymajcie kciuki!

środa, 28 sierpnia 2013

Jestę licealitkę

Właśnie wróciłam z klasowego spotkania. Ludzie z nowej klasy są extra: inteligentni, z poczuciem humoru, otwarci i mili. To tak jeśli chodzi o pierwsze wrażenie. Poznamy sie w trakcie, jak na razie jestem pozytywnie naładowana na cały rok! :) Moja chandra jak na razie minęła. I mam wielką ochotę czegoś się pouczyć.
Pozdrawiam!

wtorek, 27 sierpnia 2013

Rozkręcona

To wtedy, kiedy perfidnie robiłeś inaczej niż wszyscy, na złość, by wywołać we mnie drgawki, coś zaczęło mnie do Ciebie przyciągać.Ach,miłość, miłość, zaszumiała w głowach. Tak już zostało.
Dziś jestem nieźle rozkręcona - nie wiem już do końca nic. Niby wszystko jasne, ale mam w sobie ziarenko niepewności, natrętne myśli, które nie dadzą mi już dzisiaj zasnąć.
Tak źle jest mi być sobą: nieogarniętą, wrażliwą(znaczy przewrażliwioną) i robiącą z siebie kompletną idiotkę przy osobach, na których mi zależy.  Denerwuje mnie fakt, że jestem po prostu człowiekiem: któremu psuje się fryzura, a tusz do rzęs spływa na dolną powiekę. Nie podoba mi sie, że mam te wielkie rumieńce i gdzie się nie dotknę, to zostaje ślad! Mam wrażenie, że nie pasuję do tego świata i do bycia człowiekiem. Może jednak jest jakiś inny świat, gdzie są ludzie idealni, którym wszystko wychodzi? Nie wiem, boję sie tylko, że nie jestem wystarczająco "dobra", by komuś się chciało zainteresować mną. Nic już nie wiem, bo się rozkręciłam...A co jeśli jest więcej ludzi, którzy są ode mnie lepsi?
Haha, zacznijmy snuć 100000 teorii, zacznijmy wściekać się na to, że nie wyglądamy tak, jakbyśmy chcieli, nie myślimy tak, jakbyśmy chcieli i nie jesteśmy tymi,którymi byśmy być pragnęli. Jedno jest pewne: zawsze nienawidziłam swojego odbicia w lustrze, swojego głosu i siebie wewnątrz. Zawsze siebie nienawidziłam. Spychałam to tylko na sam dół myśli, zamykałam drzwi, przekręcałam klucze... Always i forever! Mimo, że zaczęły mi się kręcić włosy, mimo, że zmieniłam się, gdy zaczęłam dojrzewać, mimo, że czasem coś namaluję i jacyś mili powiedzą, że ładnie, to nie potrafiłam i nigdy nie chciałam się zaakceptować. To chyba mój największy błąd. Ale inaczej już nie potrafię. Nigdy nie będę pewna siebie.
A jeśli okaże się, że niektórzy nie mogą ze mną wytrzymać i mają mnie dość? Nie będę się wściekać, życie takie już jest, ostatecznie i tak kiedyś umrę, więc tak naprawdę, co ma teraz sens? Nasze życie nie ma sensu, bo kiedyś, nieważne co osiągniemy, i tak będziemy gnić pod stertą ziemi. Dlatego nie będę się załamywać, poczekam na swoją kwaterkę i pomnik. Po co się w tym życiu tak stresować? Zawsze można być zakonnicą.
Musze w końcu zasypiać spokojnie. Będę spokojna. Ostatecznie: co by się nie stało i tak kiedyś umrę. Nie wiem, dlaczego,ale od tego stwierdzenia robi mi się jakby lepiej. Widzicie. Takie życie.

niedziela, 25 sierpnia 2013

Przepełniona, przeszczęśliwa.


Ostatnie dni są tak szczęśliwe. Każdego ranka budzę się z nową myślą: Dziś jest nowe i jeszcze lepsze niż wczoraj. Radość rozpromienia mnie całą, emanuję dziecięcą miłością, jestem jak dziesięciolatka zamknięta w ciele nastolatki. Patrzę w lustro i zapominam, że tam jestem. Myślami szybuję daleko, daleko przed siebie, aż dojadę autobusem na przystanek. Wszystko jest takie bajeczne, powiedziałabym: śliczniaste, że nie wierzę, że naprawdę tego doświadczam.
    Dziś również obudziłam się wcześnie i wpatrywałam się w sufit z głupim wyrazem twarzy. Ach, wszędzie jeszcze były okruszki złota, zostawione po nocy. Po niewidzialnych skrzatach, które wszędzie kładły złote diamenciki. Nie mogłam się widać dobrze obudzić, bo zniknęły dopiero po chwili. Otworzyłam okno i wpuściłam powietrze. Wszystko takie proste i oczywiste. Przede mną cała sobota. Brzmi interesująco, prawda?? Śniadanie było radosne, sok z lodówki przyjemnie zimny, a suszarka mniej niszczyła mi końcówki loków. Nie robiłam zupełnie nic: wspominałam tylko wakacje, które dobiegają końca, oglądałam zdjęcia znad morza i marzyłam o przyszłości.
     Żeby uczcić radość, która mnie przepełnia, pojechałam do Olimpu i upolowałam prześliczny sweterek. A potem wieczorny trening i Lana, piękna Lana, która mi śpiewa i śpiewa.
Będę bardzo niepoprawna, gdy wstawię właśnie tę piosenkę, ale to mój blog i mogę wstawiać, co tylko chcę :



Pozdrawiam Was z blaskiem tysiąca gwiazd!!!

piątek, 23 sierpnia 2013

"Potrafimy kochać i marzyć, dlatego wszyscy jesteśmy zwycięzcami"

    Kocham ten stan, gdy idę szarym chodnikiem wśród smutnych ludzi, patrzących na szarą pogodę, i uśmiecham się do nich jak głupi do sera. I widzę prawdziwe barwy, które mienią się, każda na inny kolor i świat nie jest już szary, lecz kolorowy. I wdycham mocno powietrze, żeby sprawdzić, czy na pewno żyję. A świeżość i radość przepełniają mnie całą i wtedy zdaje mi się, że czuję ten cudowny zapach. Wtedy oddycham jeszcze głębiej i przywołuję go jeszcze silniej. I ludzie patrzą się na mnie, a ja na nich i uśmiecham się jeszcze bardziej. Wtedy jesteś tuż obok. Wprost w moich myślach. I jakże jest wtedy we mnie cicho.Tak nieśmiało grzeszą moje myśli... Przygarniam Cię do serca i proszę, żebyś tam zamieszkał, wśród tętniących światłem miłości żył i tętnic. I jak w tych wszystkich piosenkach, widząc Cię w czarnych dresach, śpiewam: Can you feel my heartbeat? 
A potem jestem w swoim pokoju. I miłość zamienia się w sztukę. Tak prosto: kilka kresek, cień, kreska tu i kreska tam. I patrzę na kwiaty uczucia. Duma wznosi mnie tak wysoko, że boję się, że zaraz spadnę. Nie, jeszcze nie, będę drżała na krawędzi szaleństwa, z dwiema kostkami mlecznej czekolady z nadzieniem truskawkowym w ustach,poczekam, aż będzie w pobliżu ktoś, kto mnie złapie, nim się rozbiję o szary chodnik, wśród szarej pogody, na szarym świecie. A wtedy będziemy z uporem dalej kolorować codzienność własnymi barwami. I będę już tylko grać Lanę Del Rey, cicho nucąc: Heaven is a place on earth with you.
PS: Tak. Zbyt się wyraziłam. Zapomniałam napisać, żebyście nie czytali.

środa, 14 sierpnia 2013

Deklaracja misji życiowej

Książki do I liceum leżą sobie grzecznie na półeczce pod biurkiem i roznoszą zapach nowych karteczek i gumowych okładek. Ach... Korzystając z okazji, pomyślałam, że nadszedł wreszcie czas, by napisać deklarację misji życiowej. Pomyślałam, że najlepiej będzie, jeśli zrobię to tutaj. Czytelnie, elegancko : po prostu idealnie. Dla tych, którzy nie wiedzą, co to takiego: jest to prywatne credo albo motto, według którego postępujesz. To taki plan na całe Twoje życie. Brzmi obiecująco, prawda? Też tak myślę. A teraz jest najlepszy moment.  Idę do nowej szkoły, gdzie czyhają na mnie różne pytania, na które muszę znać odpowiedzi. Mam swojego Kocurka o złotych oczętach, mam przyjaciół, mam rodzinę. Jestem szczęściarą, po prostu. Nie mogę tego zaprzepaścić.

MOJA DEKLARACJA MISJI ŻYCIOWEJ

Nie zamartwiam się na zapas.
Dbam o prawdziwych przyjaciół, ale znajduję też czas dla siebie.
Optymistycznie patrzę w przyszłość i wierzę w siebie.
Realnie, obiektywnie, z dystansem oceniam sytuacje.
Zasypiam w spokoju, z czystym sumieniem.
Najpierw staram się zrozumieć, dopiero później być zrozumianym.
Jestem spokojna o swoją przyszłość, wierzę w uczciwość przyjaciół.
Mówię to,co czuję, myślę, bez owijania w bawełnę.
Robię to,co jest zgodne z moimi przekonaniami.
Wkładam duszę we wszystko,co robię.
Mam wpływ na losy mojego życia.


To już koniec mojej deklaracji. Napisałam ją w czasie teraźniejszym, bym podświadomie w to uwierzyła i łatwo postępowała w sposób, jaki mi się wymarzył.
A oto przed Wami 7 nawyków:
1. Bądź kowalem swojego losu.
2. Zaczynając coś, okresl cel działania.
3.Najpierw najważniejsze.
4.Przyjmij strategie wygrana-wygrana.
5.Staraj się najpierw zrozumieć, potem być zrozumianym.
6. Dąż do synergii. 
7. Pamiętaj o ostrzeniu piły.

Uff. To tyle moralności. Ważne, żeby nie tracić nadziei. Każdy z nas może być taki, jaki chce, nieważne, ile razy popełni błędy. Zawsze możesz się podnieść i otrząsnąć. I to jest właśnie piękne. Zawsze można zacząć od nowa. Jutro jest nieskalane dzisiejszym błędem. Naprawiajmy błędy przeszłości. I najważniejsze: myślmy! To taka rzadko spotykana w dzisiejszym świecie umiejętność. Nie bójmy się myśleć. To nie boli. Stajemy się bowiem tacy, jacy jesteśmy w codziennie powtarzanych zachowaniach.

Zasiej myśl, a zbierzesz czyn;
Zasiej czyn, a zbierzesz nawyk;
Zasiej nawyk, a zbierzesz charakter;
Zasiej charakter, a zbierzesz los.
                                    Samuel Smiles 





Douglas Malloch

Drzewo, co nigdy nie było zmuszone
Do walki o światło, powietrze i niebo,
Lecz wystrzelało piękną koroną
I deszczu miało,ile mu potrzeba,
Nigdy nie zostało królem wielkiego lasu,
Żyło sobie, zmarło, nie czyniąc hałasu,
Dobre drzewo bynajmniej z łatwością nie dojrzewa
Lecz im wiatry silniejsze, tym mocniejsze drzewa.

poniedziałek, 12 sierpnia 2013

Codzienności

Patrzę w przeszłość i nie mogę uwierzyć, jak wiele się zmieniło. Faktycznie - zycie pisze niespodziewane scenariusze. Myślałam tak wiele, wymyślałam jak reżyser swoje dalsze etapy życia. Stwierdziłam jednak, że nie warto. Życie i tak nas wreszcie zaskoczy i da coś, czego się zupełnie nie spodziewamy.
Trochę posypało się z Panną Caroline, która wróciła do swoich starych zwyczajów i żywi do mnie jakąś urazę. Niestety, nie sposób od niej wyciągnąć o co chodzi. Wiadomo, że sielanka nie może trwać wiecznie i muszą przyjśc jakieś większe czy mniejsze problemy, co by człowiek robił jakby było tak pięknie?

A oprócz tego, nie nazywałabym się BiałeKocię, gdybym nie robiła sama sobie problemów z niczego, prawda? Tylko ja umiem się kłócić, by zrobić, coś z niczego :-)  Ostatnio nie mogę wytrzymać już sama ze sobą! Wszystko mnie irytuje i drażni. Potrzebuję chyba jakiegoś oczyszczenia. Katharsis musi nadejść jak najszybciej... Musicie być troszkę wyrozumiali. Jestem rozhisteryzowana, przewrażliwiona, skłonna do przesady. Moje życie to ciągłe huśtawki nastrojów: góra, dół, góra, dół. Nigdy nie ma stabilizacji! Zawsze mnie coś psychicznie męczy, a jak nie ma co, to sama sobie to umyślę!  No cóż, bywa i tak. Widać taka moja już natura. A może jednak jest jeszcze wolne krzesełko u psychiatry?

Całe szczęście, że BiałeKocię złapało w sidła tego upragnionego Kocurka. Teraz już nie jest tak beznadziejnie same i może martwić się nowe sprawy! Przynajmniej skupi myśli na kimś innym niż własna osoba i nie będzie tak egoistyczne. A w rodzinie nowo i nieznano : wujek ze swoją połówką, jak na razie przeżywają istną sielankę, są na etapie kotkowania, misiowania i skarbiania(Kotku Mój, Koteczku, Kiciu, Misiu, Skarbeczku itd...). Zastanawiam się tylko, na jak długo wystarczy im cierpliwości. Wiadomo, że ludzie mają różne charaktery i przychodzą z czasem kłótnie i sprzeczki, które trzeba przeżyć. Trzeba w końcu zderzyć się z rzeczywistością. A oni zachowują się jak nastolatkowie, którzy nie maja o tym zielonego pojęcia...Życzę tylko wytrwałości, żeby wszystko było w porządku. Zasługują przecież na to oboje.

W rodzinie trochę się popsuło, ale wiadomo: nic nie trwa wiecznie. Ludzie się jednak zmieniają. To smutne. Wierzę jednak, że to tylko taki kryzys. A jeśli chodzi o rodziców , to mam z nimi niezłą jazdę. Ciągle maja o cos pretensje, krzyczą, drą się wręcz w niebogłosy i rzucają wyzwiskami, mówia jaka to ja nie jestem i obrażają. Mam tego serdeczne dość. W dodatku, gdy pojawiła się przemoc, to opadły mi ręce. Stwierdziłam tylko: A zabijcie mnie nawet, to będę wdzięczna, że nie musze z wami się męczyć. No i znowu dostałam. Może jednak to była dla nich pokusa? Nie wiem, gdy próbuje im mówić, jak się zachowują i co robią, twierdzą, że oni do przemocy się nigdy nie uciekają. Już dobrze, dobrze, niech mówią co chcą, tylko niech mi dadzą święty spokój! I przestaną mnie wreszcie szarpać! Czy oni myslą, że jak mną potrząsną, to mi się  coś w głowie zmieni? Czasem mam wrażenie, że nie są tacy dorośli, jak mówią. Apogeum już chyba jednak za mną.

Co się tyczy tej rzeczywistości, to muszę powiedzieć: boję się. Boję się, że się wszystko rozpadnie, że zostanę sama ze wszystkim, że będę cierpieć i że nie uda mi się zaaklimatyzować w liceum. Boję się, tak zwyczajnie i po ludzku.
Ach, post bardzo długi, a wszystko przez to, że nagromadziły się we mnie emocje. Pytań i wątpliwości jest coraz więcej, a odpowiedzi coraz mniej. Gubię się w tym świecie już.

Pozdrawiam Tych, co jeszcze czytają!


niedziela, 11 sierpnia 2013

Miłość, bursztyn i kotik!

   Wróciłam z Ustki, zaniepokojona, zazdrosna i naładowana na kolejny rok. Z tą zazdrością nie przesadzam, muszę cos szybko wymyślić, bo mnie zeżre i zniknę, a jeszcze chcę trochę pożyć. Widziałam mnóstwo bursztynów, byłam w oceanarium w Sarbsku, gdzie widziałam foki i kotiki, smażyłam sie na plaży, oglądałam strażaków w akcji przy zacięciu windy w moim apartamentowcu (ach, jak popłynęłam), zajrzałam również do Łeby, żeby się poczuć jak w Jurasic Park (Kochane Dinki! Szkoda,ze sie nie ruszaly!) i zajadle kłóciłam się z rodzicami, którzy raz po raz zabierali mi komórkę (a w międzyczasie to tę komórkę nawet zgubiłam !), wysłałam kartki, kupiłam suweniry, rysowałam, pisałam, czytałam i wytatuowałam sobie różę na prawej łydce, co by mi przypominała jak mam na trzecie imię..Nie, nie do końca ten symbol, ale to nic. Każdy i tak wie,o co chodzi. Byłam na wycieczce w Jarosławcu, Poddąbiu i Dąbkach, widziałam sarnę i sowę, które przeszły sobie przez jezdnie przed naszym samochodem, przeszłam plażą 7 km, jadłam lody i gofry, flurry, shake,mrożone jogurty, piłam świeżowyciskane soki z marchwi, a nawet jadłam naleśniki z nutellą i bananami z bitą śmietaną i sosem czekoladowym(jak szaleć, to szaleć!)  i to zupełnie nie przejmując się kaloriami(ku mojej rozpaczy obecnie), kupiłam sobie bluzki, chustki i inne pierdółki. A teraz trzeba będzie rano biegać, biegać i biegać, i pocić się, żeby to wszystko spalić i żeby żyć w zgodzie z samą sobą. I jeszcze kupię sztalugę, żeby się nie męczyć, klęcząc na podłodze przy malowaniu, i zapiszę się na konie i mam tyle planów, że pewnie połowa nie wypali!
Pozdrawiam Was Kochani! :-)

środa, 24 lipca 2013

Nie wiem, co robili rodzice w moim wieku,ale boję się pytać....

Ostatni post - małe nietrafienie. Odeszło w niepamięć. Jestem jednak w pełni sprawna.
Za to jest inny problem, poważniejszy : moi rodzice. Muszę przyznać, że jeśli ogłoszono by konkurs na najbardziej spiętych i tchórzliwych rodziców, to zajęliby pierwsze miejsce albo nawet dostali specjalną statuetkę. Mając 16 lat (o przepraszam, 16 i pół, bo w styczniu skończę 17) moi rodzice stwierdzili, że najodpowiedniejszą ilością godzin, w ciągu których mogę spotykać sie ze swoim "kolegą" (jak powiedzieli) to tak 2-3 godziny i wiadomo - nie codziennie!- bo po co mam ja, szesnastolatka, tak często i tak długo (!) spędzać z nim czas?? Wreszcie usłyszałam, że muszę skupić się na swojej edukacji. No przecież: sa wakacje i co można robić, jak nie uczyć się języka niemieckiego, który zagości w pierwszej klasie liceum? No co Wy, to w ogóle można cos innego? Jednak najlepsze było dopiero przede mną. Okazało się, że moja mama nie ma zamiaru wychowywać mojego bachora(dowiedziałam się, że juz jest w drodze! Mama - od dzisiaj najlepszy test ciążowy!) i że jestem na to ( cokolwiek ten nacisk na te slowa miał znaczyć..a może bali się wypowiedzieć pewne słowo? Hmm..ciekawe) stanowczo za młoda. Najlepiej jakbyśmy się spotykali na mieście, wśród ludzi, no bo po co jakas prywatność? I żeby drzwi były otwarte, bo przecież nie mamy nic do ukrycia, prawda? I żeby to wszystko było jasne.
Wiecie, ja nie wiem, co moi rodzice robili w moim wieku, kiedy się poznali, ale aż boję się pytać......
Nie wiem, o co oni mnie posądzają (znaczy teoretycznie wiem), ale jak w ogóle można???

czwartek, 18 lipca 2013

Czas akceptacji

     Jestem juz po dwudniowym pobycie u moich kochanych dziadków. Dziwnie się złożyło, że podczas tego krótkiego pobytu odwiedził nas wujek ze swoją nową dziewczyną - Anią. Pani Ania wygląda na osobę wyjątkowo ciepłą, cichą i spokojną. Bardzo przypomina Ciocię Asię (poprzednią żonę wujka). To pewnie dlatego wujek całkiem się zatracił. Na pewno odżył: schudł ok. 20 kg i jest uśmiechnięty od ucha do ucha. Czasem mam tylko wrażenie, że nie pasuje mi coś w tym wszystkim. Tak jakby ktoś zahipnotyzował Go, by zachowywał się skrajnie niepoważnie. Wiadomo przecież, że dieta - w jego rozumowaniu, przyjęta jako całkowity brak jedzenia" - nie może oznaczać tego,co dla niego. Będzie więc musiał wreszcie zacząć jeść, bo inaczej może się to bardzo źle skończyć.  Jeszcze chwilę i okaże się, że naprawdę ma anoreksję! Zaczynam się więc tym trochę martwić... To jest chyba chęć zaimponowania, a może zatrzymania nowej wybranki serca tak, by można było stworzyć rodzinę? Wujek z pewnością pragnie mieć dzieci, a teraz wybija ostatni dzwonek...Oboje mają w granicach czterdziestu lat, więc nie zostało im za wiele czasu... Niestety, dla mnie ich związek to zdecydowanie za wcześnie. W najgorszych snach nie przychodziło mi do głowy, że Ciocia Asia zniknie z naszej rodziny ot tak, a na jej miejsce przyjdzie ktoś zupełnie obcy! Oczywiście, cieszę się, że wujek jest taki szczęśliwy, że chce się jakoś psychicznie pocieszyć/poratować, ale ja potrzebuję czasu. Muszę lepiej poznać Panią Anię, czy się to wujkowi podoba, czy też nie. Niestety, nie będę od razu wpadać jej w ramiona, ani mówić przy rodzinnym stole rzeczy, jakie mówiłam, gdy była z nami Ciocia Asia. Wiadomo, że dla wujka stała się osobą bliską. Dla mnie jednak wciąż jest obca. Myślę, że nie będzie to łatwe dla nikogo. Myślałam też, że dla mnie będzie to prostsze. Myliłam się jak widać i wcale nie uśmiechają mi się już te wspólne "obiadki" ;/ Wiem jednak, że wujkowi bardzo zależy, żebyśmy się polubiły. Niech więc trwa ten "czas akceptacji"...
Pozdrawiam ;-*

czwartek, 11 lipca 2013

Little kitten

Hello, my sweet friends!
Nadszedł czas na kolejny post.
Ostatnie dni były baardzo przyjemne i wakacyjne.. Coraz bardziej pochłania mnie obsesja. Z każdym dniem wpadam coraz głębiej w sidła, które sama sobie zastawiam. A najgorsze jest to, że całkiem mi to odpowiada.

Little Kitten special for you, Honey...


wtorek, 9 lipca 2013

First

Właśnie wróciłam z kina, z filmu "Iluzja", na którym byłam z Panem M.
Ach, te filmy! Wszystko jest teraz jak w filmie. Każdy szczegół mojego życia jest perfekcyjnie zaplanowany przez los. Taki mam przychylny los. Tak bardzo się z tego cieszę. Moje życie smakuje teraz pocałunkami. Promienie słońca, wiatru, deszczu. Wszystko mnie teraz nieśmiało całuje. Zastanawiam się, czym sobie aż tak zasłużyłam, że nagle spełniają się moje marzenia?

Cieszmy się chwilą!

Sprawdziany i fotografie

   Wczoraj pobawiłam się z koleżanką i siostrą w sesje. Moja siostra, szykując sie do zawodu, wyciągnęła aparacik i fachowo pstrykała raz po raz, kiedy robiłyśmy dziwne miny. W szczególności ja: wystawiałam język i szczerzyłam zęby, przez co osiągnęłam niebanalny efekt spokojnej dziewczyny wprost z Abramowic(psychiatryka). Na pewno zapamięta nas pewien chłopak, który usłyszał słowa uroczej Katherine "przytrzymaj kapelusz, to będzie bardziej seksownie"....Całe szczęście, że miałam kapelusz, pod którym skryłam swe oblicze. Sesje można zaliczyć do udanych, zdjęcia na fejsa wstawione.
 A dziś znów zobaczę się z Panem M :-)

Pozdrawiam tych, którzy ze mną wytrwali!

czwartek, 4 lipca 2013

Popołudnia,popołudnia,popołudnia!

     Wczorajsze popołudnie spędziłam z dala od swojego domu, na rowerze. Z Panem M. okrążyliśmy zalew. Oczywiście jako potulna córeczka swoich rodziców, musiałam zadzwonić i spytać o godzinę powrotu. Okazało się, że na 18 mam być w domu, więc zrezygnowaliśmy z dalszej wyprawy i zawróciliśmy w stronę mojego królestwa. Jednak największe zdziwienie nastąpiło wtedy, gdy weszłam do domu a tata się na mnie wydarł z pretensjami "Dlaczego już wróciłaś?! Ja będę tylko za twoim rowerem latał i go chował?". Kazali mi iść jeszcze na 1,5 godziny. Skonsternowani dotarliśmy do domu Pana M.
Jednakże bez szczegółów tutaj, bez szczegółów :-)
Tak więc rower zostawiłam, a wróciłam z Panem M. skuterem , za który również usłyszałam stos różnych wyzwisk "jesteś głupia, nierozsądna, przecież wiesz, że my nie pozwalamy" bla,bla,bla... Więc skuterem jeździć już więcej nie będę.
Boże, za co Ty mnie tak pokarałeś, że musiałeś wlać w głowy moich rodziców takie poglądy??

Popołudnie udane, czas zaplanować kolejne.
Pozdrawiam!

wtorek, 2 lipca 2013

Zwykłe-niezwykłe dni

Wstałam dziś o 6.00
Umyłam włosy, podreptałam z ręcznikiem na głowie w stronę drugiej łazienki, gdzie suszyłam loczki. Jednym okiem sprawdziłam ogólny stan, drugim marzyłam jeszcze o zakopaniu się w kołderkę.
Ubrana, najedzona i niewyspana pojechałam z mama do szpitala na kontrolną wizytę, umówioną oczywiście miesiąc temu.
Najpierw szybka rejestracja, przejście pod gabinet, nieśmiałe spytanie
"Kto ostatni?" i zajęcie miejsca. Wybiła godzina 8.00 Okazało się, że ubiegło mnie 5 osób i byłam na 6 miejscu.
"Nie jest źle" - pomyślałam i sennie wpatrywałam się w obrazki namalowane przez dzieci. Po kilku zdaniach wystukanych w telefonie, przeszłam w fazę oczekiwania. Powieki zakryły oczy i tak wegetatywnie marzyłam o przyszłości. Widziałam podczas tej "psychicznej podróży" wiele. Przypomniałam sobie ostatnie sny, zastanowiłam się nad wynikiem rekrutacji, następnie zbudowałam dom, wyszłam za mąż i miałam dwójkę uroczych dzieci. Pani,która siedziała obok, miała ich aż pięcioro, więc nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że dwójka jest jakaś taka niewystarczająca...Potem wróciłam na ziemię, postukałam się w czoło i stwierdziłam, że cieszę się, że mam tylko marne 16 lat, które do niczego mnie nie upoważniają. Wygodna jestem ostatnio jakaś to fakt.

Wczoraj byłam u przyjaciółki. Oglądałyśmy kilka odcinków "The Vampire Diaries", potem "To tylko seks" i praktycznie przeleżałyśmy ten dzień, ekscytując się ostatnimi wydarzeniami. Jak to u przyjaciółek bywa, trzeba pewne sprawy obgadać, zademonstrować, co by nie było wątpliwości, zganić się lub uspokoić.
Uwielbiam takie "babskie" popołudnia. Następnym razem Panna Caroline będzie u mnie! Pamiętaj :-)

A Pan M. jest okrooopny! Jeszcze raz będzie się tak patrzył, wylewając na mnie to złoto i przekrzywiając w przedrzeźnianiu głowę, to zobaczy!

    Od lekarza wyszłam o godzinie 11.00 Dostałam zabiegi na cały tydzień między 14.00 a 15.00. I rozpoczęły się wakacje. A ja jakoś tego nie czuję. Jakoś tak dziwnie.

POZDRAWIAM <3

piątek, 28 czerwca 2013

Hmmm...

Dawno mnie nie było. Za to ile się działo! :-)
Po pierwsze zakończyłam etap gimnazjum. Od wczoraj możecie mówić do mnie per Licealistko.
Po drugie złamałam serce jednemu panu, który cały czas zapewniał mnie o dozgonnej miłości. Cóż ja mu poradzę, że nie mogłam zaoferować tego samego? Niektórzy po prostu nie pasują do siebie.
Po trzecie spotkałam się z Panem Artystą. No,no. Z tym samym Panem, o którym pisałam na samym początku bloga. Zastanawiam się nawet, czy mówić mu,że prowadzę bloga...Ale to inna kwestia, którą trzeba później rozważyć.

Spotkałam się również z moją przyjaciółką i jej (chyba można już mówić)chłopakiem. Co się porobiło z tym światem?! Wszyscy tylko ze sobą chodzą i się obściskują :-) Inna sprawa, że nie jestem lepsza...
Tak więc życie znów jest piękne, pełne kolorów..a w zasadzie jednego : złocistego <3 tak cudownie złocistego...!

Post krótki, nierozbudowany. Ale naprawię następnym razem!

środa, 5 czerwca 2013

Pan Sławomir Płatek

Witam!
Ten post dedykuję niezwykłemu człowiekowi, jakiego ostatnio miałam okazje poznać. Pan Sławomir Płatek jest bowiem poetą i w środę zaszczycił szkołę swoją obecnością. Dlatego też nie moze się obejść bez notatki na ten temat. ;-)
Zawsze uwielbiałam mieć kontakty z ludźmi. Zwłaszcza z duszami artystycznymi, które patrzą na świat trochę szerzej i dostrzegają coś więcej. Takie znajomości miały na mnie pozytywny wpływ, dzięki nim coraz bardziej się rozwijam i utwierdzam w przekonaniu, że to, do czego dążę, nie jest całkiem bezsensu.
Jednak patrząc z perspektywy czasu na swoje prace, nie mogę się powstrzymać od śmiechu. Widzę, że nie jest to coś, co chciałam osiągnąć. Ciągle poszukuję swojego własnego stylu, by nikogo nie kopiować, by być oryginalna.
Nie jest to proste zadanie, zwłaszcza dla szesnastoletniej dziewczyny, która ma za mało życiowego doświadczenia, by pisać mądrze i rozważnie.
Ważne jest jednak, by się nie poddawać i nieustannie nad sobą pracować. Nie ma więc co się załamywać(chyba ;p) i trzeba poszerzać troszkę bardziej horyzonty.
Dlatego chciałam podziękować Panu za warsztaty, które pokazały, jak można "bawić się" otaczajacym nas światem. To było niezwykłe doswiadczenie.

Jeśli chodzi o blog typowo literacki, znajduje się pod tym linkiem:
BLOG

Wiersze są zaś tutaj:
WIERSZE


Pozdrawiam wszystkich gorąco!

piątek, 24 maja 2013

Wieje chłodem

U każdego z nas przychodzi kiedyś czas zmian. To naturalne, że z biegiem czasu wszystko się musi zmienić. Miłość się zmienia, przyjaźń się zmienia...albo się kończy. Wypala się lub zmieniają się ludzie. Tak, tak, Caroline, mówię o Tobie.
Zmieniłaś się nie do poznania: jesteś chamska, wredna, (zazdrosna?tylko o co??). Coraz częściej z chęcią byś po mnie jeździła, zwłaszcza przy nauczycielach ( i nie mów mi, że są to żarty! Są bowiem pewne granice). Uwielbiasz stawiać mnie w złym świetle, jak udało mi się ostatnio zauważyć. Ale cóż, to typowe w moim życiu. Ludzie zawsze kochali mnie wykorzystywać,a potem na deser, mieszać od czasu do czasu z błotem. Ale ja jestem już tym zmęczona. Mam dosyć Twoich chorych humorków i tego, że myślisz, że jak coś mówię, to zawsze jest to przeciwko Tobie( przypomina Ci się sytuacja na muzyce, kiedy o coś spytałam, a Ty zaczęłaś się rzucać i słowa"odczep się" wypłynęły z twoich ust?). Proszę w takim razie. Ja naprawdę nie mam zamiaru dłużej tego znosić. Ciągle masz o coś pretensje, a najlepsze jest to, że myślisz, że jesteś wiecznie niewinna i nie robisz nic złego. Przecież to wszystko są tylko żarty! Ty lubisz żartować z ludzi, udawać, że ich obgadujesz, a tak, o po prostu, żeby się z nich pośmiać. Tylko wiesz co? Ten się śmieje, kto się śmieje ostatni. Znasz to przysłowie?
Więc jeśli dalej masz mnie przepraszać, jeśli dalej masz zamiar przez dzień czy dwa być extra przyjaciółką, to sobie daruj. Ty sama nie będziesz! Masz przecież przyjaciół na pęczki, a od kieliszka jeszcze więcej ;] A ja wolę ich nie mieć, niż cały czas się męczyć z małą siksą, która notorycznie sprawia mi przykrość.
Hej,ho, na razie!

Ośmiorniczka natomiast mogłaby podac adres swego bloga, który jak zauważyłam zmienił adres! :) Czekam z niecierpliwościa na Twoje odezwanie.
Do zobaczenia wszystkim.

poniedziałek, 13 maja 2013

Gruzy

Wszystko się sypie. Każdy najmniejszy, najtrwalszy ułamek mojego prywatnego życia się wali. Moi bliscy(dorośli, niektórzy nawet sędziwi wiekiem) zachowują się jak stado dzieciaków. Płaczą, krzyczą, nie umieją poradzić sobie ze stratą. I w tym wszystkim jestem ja: szesnastoletnia małolata, która wszystkich godzi i naprawia ich językowe przewinienia.W tym wszystkim jest zbyt młoda, zbyt niedoświadczona małolata, zeby brać ją na poważnie. A jednak jakoś ulegają. Nie wszyscy oczywście. Ci, którzy znają mnie dobrze, uważają, że jestem bez uczuć..kiedy to ja! właśnie ja! staram się zachować głowę. Nie zwariować. Być dorosłą. Jedyną dorosłą w tym pochrzanionym świecie. A oni? Banda dzieciaków, którzy "nie mogą się pogodzić", "zostali zranieni"...Skąd się tacy biorą? Jestem wrażliwą osobą, chociaż teraz może nie widzicie. Rozumiem osoby, które były najbliższe. Jestem wręcz zdziwiona, że tylko w ten sposób objawiają swoją złość i nieporadność w tak cieżkim okresie. Ale inni? powinni być podporą. Tymczasem zachowują się jak dzieciaki, które dowiedziały się, że ludzie odchodzą. Co ja im na to poradzę? Niech ida do psychologa. Niech idą do lekarzy, którzy od tego są. Ja jestem młoda, więc niech zostawią moją psychikę. Ja jestem od podtrzymywania, a nie zbiorowej histerii.

niedziela, 5 maja 2013

Now is good

Spróbuję spojrzeć na to z nieco innej strony. Wyzbędę się na chwilę swojego wewnętrznego narzekającego na wszystko Polaka... Czy dostrzegam jak cenne jest to,co posiadam? Jestem zdrowa(myślę tu o nieuleczalnej chorobie), mam wszystkie kończyny na swoich miejscach, mieszkam razem z rodzicami i siostrą, nie brakuje mi jedzenia, mogę się kształcić. Smutne jest to,że dostrzegamy takie zwykłe- niezwykłe rzeczy dopiero, gdy je stracimy. Gdy ktoś traci rękę, dopiero teraz zauważa, jak bardzo była mu potrzebna. A posiadając to wszystko, nie umieliśmy tego zwyczajnie docenić.

Tak, muszę stwierdzić, że nie doceniałam tego również. Jednak wszystko zmieniło się diametralnie, gdy obejrzałam poruszający film Now is good. Tytuł był lekki, przyjemny, zdawało się, że będzie to jakieś romansidło. Oglądając, miałam coraz więcej wątpliwości, czy nie wyłączyć, lecz wytrwałam ze łzami do końca. I dopiero teraz dowiedziałam się, jakie mam cholerne szczęście na tym pieprzonym świecie. Nie zdradzę Wam szczegółów - odsyłam do obejrzenia.

Coraz częściej zastanawiam się też, jaki sens ma prowadzenie tego bloga, skoro nikt tu nie zagląda...Jednak może jest to swoista terapia? Muszę przecież gdzieś wylewać swoje myśli, które czasem nie mieszczą mi się w głowie. ;-)

Now is good, to pewne. Jest maj, piękny i radosny. Potem zakończenie szkoły, odtańczenie poloneza. Wszystko przede mną. Nie mogę być bardziej szczęśliwa niż właśnie teraz. Więc: now is good, Kochani. Do zobaczenia wkrótce.

sobota, 4 maja 2013

Spójrz w przyszłość!

Muszę przyznać, że ze śmiechem czytam poprzednie wpisy. Z niedowierzaniem wpatrywałam się w swoje własne "złote myśli". Pomyślałam, że ten blog w jakiś sposób kształci moje poglądy. To bardzo dobrze. W liceum może już będę miała wyrobione zdania na różne tematy i łatwiej będzie mi się żyło wśród tylu interesujących osób. Ważne jest, żeby zachować odrębność. Indywidualność nas wyróżnia i sprawia, że ludzie odbierają nas poważniej. Nie możemy być jak chorągiewka na wietrze, to nie jest dobry sposób na znalezienie innych interesujących ludzi.

Od dawna chciałam napisać i wydać książkę. To moje największe marzenie. Chcę poczuć w dłoniach fakturę papieru, nacieszyć oczy kolorową okładką i myślą, że to moje, moje własne myśli! Jak jednak to zrobić? Zaczęłam wprawdzie w tamte wakacje pisać o pewnej dziewczynie. Szło nieźle, ale po późniejszym przejrzeniu stwierdziłam tylko, że nadaje się to do kosza. Początkowe rozdziały były napisane w pewnym stylu - fakt. Jednak teraz uznałam, że to nie jest najlepszy styl. Pisałam jak Sienkiewicz - nudno, zbyt szczegółowo i opisowo. Kto dziś pragnie czytać opisy zachodów słońca? "To się nie przyjmie" - myślałam i poczułam odrazę do swojej cukierkowatości w tym fragmencie książki. Zmieniłam trochę, odjęłam z kwiecistości i stwierdziłam, że na tym etapie moje opowiadanie straciło wyraz. Stało się nędznymi wypocinami pięciolatki. Nie byłam tym zachwycona. Poczułam się całkowicie wypalona, a niedługo potem mój plan odszedł w zapomnienie. Nieskończona książka gdzieś sobie leży w bazie danych na dysku "C"...I nie zamierzam do niej wracać. Berenika i jej problemy z Aleksym, Rozalią i jeszcze innymi musi sobie rozwiązać sama. Może to oznacza koniec jej życia? No, zawisła w eterze, to na pewno ;-)
Jednak chęć napisania ksiażki nadeszła znowu. I myślałam nawet, żeby napisać o mojej rodzinie, która ma ciekawą historię. Adresatem byliby raczej ludzie o wiele ode mnie starsi...Ale nie wiem, czy ma to sens, bo być może porzucę jej pisanie.. Tylko nic nie idzie na marne, prawda? Moje pisanie kształtuje mój styl i sprawia, że będę w tym coraz lepsza...Trzeba spojrzeć w przyszłość. Kto wie, co na mnie czeka???

Pozdrawiam wszystkich
- zakatarzona i schorowana

piątek, 26 kwietnia 2013

List

Kończy się kwiecień, a ja miałabym nic nie napisać? Nie,nie,to zupełnie nie w moim stylu,prawda? Tak smutny był to miesiąc. Pisałam testy, które nie poszły najgorzej. Byłam też na pogrzebie mojej cioci. Żeby powrócić do życia, muszę napisać do niej list. Postanowiłam, że zrobię to tutaj.

Droga Ciociu Asiu!
Nie miałyśmy okazji,by porozmawiać. Nigdy nie było takiej okazji. Nie wiedziałam o tobie praktycznie nic. Byłaś cichą- Ciocią-Asią, która - zdawało się - dziękowała Bogu za każdy dzień i możliwość spędzania czasu z rodziną. Nigdy się nie skarżyłaś, tylko przepraszałaś za błahe rzeczy. Był czas, że chciałam Cię zrozumieć, poznać, żeby połączyła nas więź. Zagubiłam się jednak w tym wirze szkolnym, tracąc kontakt z rodziną. Po Wielkanocy nie było momentu,by nasza rodzina wspólnie spotkała się na niedzielnym obiedzie u babci. Myślałam, że mam czas. Kto jak kto, ale Ty byłaś taka młoda! Czterdzieści cztery lata...To dojrzały, piękny wiek. Drugie tyle czekało przed Tobą. Szykowałam się w ten piątek do biegania.  Byłam gotowa do wyjścia. Tata zaczął się zbierać, gdy nagle - telefon. Wszystko potoczyło się tak szybko. Rodzice pojechali do Ciebie, do szpitala. A potem telefon: Ciocia Asia nie odzyska już nigdy przytomności... To był zbyt wielki szok, zbyt absurdalna informacja, bym mogła w nią uwierzyć. Nie miałyśmy nigdy okazji do prawdziwego poznania. Dopiero po Twojej śmierci dowiedziałam się, że wychowywała Cię babcia. Że miałaś złą siostrę i nie najlepszego brata. Dopiero teraz wyszła na jaw każda zatajona przez Ciebie informacja. Były to informacje o Twoim zdrowiu. Nikt w rodzinie nie wiedział, że byłaś w szpitalu! Wszystko skrzętnie ukryłaś. Po co?  I tak nie wiadomo na co zmarłaś. To nie było związane z żadną zatajoną prawdą. Znikłaś tak nagle, zostawiłaś wujka samego - samego jak palec.
Czy pytałaś już Boga - jeśli rzeczywiście istnieje - dlaczego to nam zrobił? Dlaczego potrzebował Cię już teraz? Jedno jest pewne: nasza rodzina nigdy nie będzie już taka jak dawniej. Posypało się wszystko, dosłownie wszystko.

Słyszałam od dalekich krewnych, że zawsze nas chwaliłaś.
Dziękuję Ci za Twoje piękne,uczciwe i skromne życie. Byłaś wątłą różą, która kryła swe wnętrze przed światem. Odeszłaś z powagą, bez zbędnych ceregieli.
Będziesz jednak żyła nadal - w naszej pamięci.

Białe Kocię

niedziela, 10 marca 2013

Rekatywacja w gąszczu przemyśleń

Coraz lepiej w tym moim życiu. Było cienko, niemiło, samotnie. A teraz jest tylko trochę samotnie. Oceny coraz lepsze no i wyniki konkursów pierwszorzędne.
Jutro jadę na rozdanie nagród za konkurs literacko- historyczny. Obiecuję, że napiszę sprawozdanie. ;)
Nie ma co marudzić. Jest przyjemnie. Zamknięta siedzę w swojej głowie. Tylko wiatr puka co chwila, ale udaję, że nie słyszę. Nie można mieć wszystkiego. Wiem to doskonale, staram się zaakceptować. Tylko czasem mi czegoś brakuje.
Ale koniec z tym. Przedstawiam Wam nową mnie. Zakupione ciuchy sportowe leżą w szafie i czekają na wiosnę. To będzie najlepszy czas w moim życiu. Poranne treningi o wschodzie słońca. Kumkanie żab przy Zalewie. Zmęczenie mięśni, rozciągnięcie wszystkich stawów. Mmm...Międzyplanetarnie. Obłędnie. Klasyka życia filmowych kobiet. Skoncentrowane siły na sobie. Na przyjaciółkach - w moim przypadku na jednej. I już. Zadowolenie. Pełne spełnienie, niczym po upojnej nocy, miłosnym uniesieniu. Pewność bezpieczeństwa. Błogość. To już niedługo. Teraz tylko trzeba wytrwać.
 Życzcie szczęścia :)

poniedziałek, 18 lutego 2013

Decisions, decisions

Znowu daje się ponieść wyobraźni, tracąc kontrolę nad słowami...Znowu poddaje się działaniom sił wyższych. Ach, ta natura ludzka. Jaka jest moja prawdziwa natura? Zimnej jędzy, pustej lali, niewiniątka, uczynnego dziewczęcia czy może wszystkiego naraz? A może żadnego z tych? Dziwne zmiany zachodzą w moim umyśle. Czuję podskórne tęsknoty, dziką radość, ciekawość, ogólne nagromadzenia różnobarwnych uczuć, emocji, które wybujałe kłębią się gdzieś we mnie. Jestem jak łódź na rozszalałym morzu, z dala od matczynego lądu, zdana na własną "elokwencję" i egzamin z doświadczenia. Czasem mam wrażenie, że jestem małą dziewczynką, tak głupią, że nie potrafi sobie z tym wszystkim poradzić i wścieka się na świat, tupiąc nóżkami. A pomocy nie otrzymam i dobrze o tym wiem. Jestem sama z tą swoją dziwacznością, której doprawdy nikt nie pojmie, a jeśli nawet, to uzna, że jestem całkiem chora psychicznie. Muszę starać się okiełznać swoją złą stronę i podążać ku zrozumieniu własnej natury. Trzeba kluczyć, zachowując się na pozór jak filozof, który błądzi, stawia pytania i w rezultacie nigdy nie dostaje odpowiedzi.
    W zupełności prawdą jest, że boję się podejmować decyzje.Boję się, że potem mogę ich gorzko żałować. Bo tak zazwyczaj bywa w młodym wieku.

  Tymczasem pogodziłam się z Wampirzycą. Moja mała wredna <3

czwartek, 14 lutego 2013

Happy Valentie's Day, My Little Vampire!

Jak chłopcy postrzegają ten świat? Czy bardzo różnią się od nas? I jak się zachowują, gdy chcą coś osiągnąć? Po trupach do celu? Bo w sumie to jeszcze nie wiem, bo nie mam tego całego "doświadczenia"... Czy często kłamią? Albo raczej, czy on kłamie? Nie chce mu wierzyć, po prostu nie chcę. Tylko to nie jest takie proste, jak ktoś trzyma Cię w pułapce, wiesz? I to ja sama gotuję sobie tę pułapkę, bo nie jestem wystarczająco pewna siebie. Muszę to zmienić i to jak najszybciej...
Tymczasem uważnie odmawiam. Oddalam to wszystko od siebie, bo tak trzeba. Ale w sumie nie zależy mi na niczym. Jakoś siły życiowe poszły sobie ode mnie. Przeczekam i to. Jak wszystko. Patrząc w tył: zawsze wszystko przeżywałam. Było różnie, ale żyję. Cała i zdrowa.
A dziś piękny dzień - Valentie's Day! :) Spędźmy go przy książce, pisaniu opowiadań na konkursy. Oto kolejny normalny dzień Kociątka. I cieszę się,że taki może być.

Pogodnych dni życzę!

środa, 13 lutego 2013

Zmiany, zmiany, zmiany

Zapomnienie, odrętwienie, wykończenie,w między czasie zaskoczenie, wzburzenie, no i niedowierzanie.  Moje życie wygladało właśnie ostatnio tak. Pewien pan powiedział, że sie we mnie zakochał, pewna pani się na mnie obraziła, ja zostałam najlepszą uczennicą gimbaskowego świata i nałapałam strasznych ocen do dziennika.
Znów straciłam nad tym wszystkim kontrolę. Za jakie grzechy? Ja,kobieta sukcesu, nie dam się omotać jakimś głupim sztuczkom małego chłopczyka, nie dam się zniszczyć słodkiej koleżance, myślącej, że wszystko kręci się wokół niej i jak nie odpisałam o 13.00 to na pewno zrobiłam to specjalnie albo ją olałam. Bo przecież nie przyjdzie jej do głowy, że Białe Kociątko było zmęczone, bo bolała główka, ponieważ było chore i poszło spać. A jak wstało  14.00 to wrociły mu siły i odczytała wiadomość.
Nie, nie, nie. Zawsze moja wina, bo to ja "olewam, nie dopisuje, pisze jak mam problem". Jakby inaczej. Ale dobrze, że tak się stało. Każdemu potrzeba czasem odpoczynku, może coś wreszcie zrozumiemy obie. A jeśli nie, to trudno. Kobiety są z reguły silne psychicznie.

A jeśli chodzi o chłopaków, to jestem tym troszkę zmęczona. Co mi po rozmowach na gadu-gadu? ;-)  Odmówię chyba spotkania. Jestem poukładaną 16-latką (niedawno miałam urodzinki) i mam jasno wytyczone cele: egzamin. Najpierw nauka.
Ja i zakochanie? Trzeba mieć kontrolę. Niech sobie nie myślą, że jestem tanią dziewczynką, która poleci  na czułe słówka. Nie jestem naiwną idiotką.

Poza tym jest dobrze. Mam masę konkursów literackich i zero pomysłów. Właśnie czekam na jakiś, który będzie łaskawy przyjść.

A, no i zmiany w szablonie. Remont trwa.

Wrzucam piosenkę, która pieści moje uszy, poruszając mnie, delikatnie, delikatnie mną kołysząc...

czwartek, 24 stycznia 2013

Kto idzie pod prysznic? ;>

Macie tak czasem, że myśleliście o czymś pozytywnie i nagle przyszło orzeźwienie? Taki zimny prysznic? Tak jakby stanąć przed kimś nago,bez żadnych masek, jak..pod prysznicem ;p Ja tak miałam wiele razy. To tylko pokazuje, jak można się zamotać we własnych myślach, błędnych przekonaniach. Zazwyczaj dotyczy to ludzi. Po prostu spadają różowe okulary. Cieszę się, że tak szybko to następuje. Modliłam się o równowagę. I wolno ku niej zmierzam. Dostałam zimny prysznic, zamknęłam wnętrze, wyrzucając to,co złe i niepotrzebne. Zrobiły się porządki - same z siebie. Chyba opatrzność nade mną czuwa. Ale wraz z odejściem przychodzi coś innego...
Ja już naprawdę nie mogę być neutralna wewnętrznie?
Boże. Co za okres. Co za ciężkie dojrzewanie. Co za głupie i nieumyte myśli. Nieuczesane jak włosy na mojej głowie. No i kto zgadnie,co się tam kłębi?

środa, 23 stycznia 2013

Better? Why not?

Jest świetnie. Wreszcie zaczęłam żyć, mimo tych ton sprawdzianów i kartkówek. Żyję pełnią, biorę wszystko pełnymi garściami. Nie będę się już cackać!To moje życie, więc dlaczego mam przepraszać, że żyję? Mam prawo żyć.
Czuję się coraz lepiej psychicznie....Znaczy jestem zmęczona codziennym wczesnym wstawaniem i zapier*alaniem od rana do wieczora, ale psychicznie jest całkiem  w porządku. Fizycznie jestem  w lepszej kondycji - ćwiczę i powoli daje to efekty.
A 30 stycznia obchodzę swoją szesnastkę. Boże, jak ten czas szybko leci...
Chociaż jest teraz ciężko - nie ukrywam - jest lepiej niż było! Nie ma nudy. Dzieje się coś i naprawdę mi to odpowiada, choć ciężko jest ogarnąć moje obowiązki...

Tymczasem zostałam nazwana "wybornie zacną łanią", co wprawiło mnie w niezłe osłupienie. Zawsze wydawało mi się, że dużo mi do tego brakuje. A może to był tylko żart? Nieistotne to jednak, ważne, że poprawiło humor :)
Dzisiejszy post jest dosyć pusty i płytki, pisany na szybko bez głębszych refleksji. To kartka z dziennika bardziej, jednakże jest to spowodowane natłokiem obowiązków ;-)
Uciekam, wiedza sama do głowy nie wejdzie. :)

sobota, 12 stycznia 2013

Poszukiwania wśród gruzów życia

Zabawne to życie. Dowiedziałam się już o kolejnym "zranionym" chłopaku, który rozpacza po utracie swojej "ukochanej". A przecież to oni najczęściej są powodem naszego płaczu.
Ale nie o tym chciałam pisać dzisiaj. W zasadzie na obecną chwilę nie dzieje się zupełnie nic. Wszystko jest proste,poukładane, jednym słowem : nudne. Ale to chyba lepiej niż jakby miało być źle.
Jest wieczór. Zimowy, pełen nudy wieczór sobotni, podczas którego lenię się zamiast czytać lekturę, którą muszę przeczytać - jak najszybciej. Nie wiem,jak się wyrobię ze wszystkim,ale wiem, że jakoś dam sobie radę. Jak zawsze.
Nienawidzę takiej nudy w życiu. Nudy, która przekłada się na każdą sferę życia: uczuciową, towarzyską, rozrywkową... Bo wtedy tracę sens, ponieważ nic się nie dzieje,bo i ja zmieniam co raz priorytety, które, zauważyłam, ulegają zmianie u wszystkich. Wszystko jest takie nudne, stare, znane. Chcę nowości, powiewu świeżości potrzebuję! Chcę czegoś...chociaż sama nie wiem dokładnie czego.To musi być coś, co sprawi, że będę napędzana i będę miała mnóstwo chęci do wszystkiego. Tak...Z tego wynika, że po prostu potrzebuję miłości. Ale nie na nią teraz pora, nie ten wiek, nie ten c z a s....Muszę znaleźć coś innego. Poszukiwania będą trwać...


PS: Trzymajcie kciuki...

środa, 2 stycznia 2013

Nie tak ostro panowie!

Spokój. Wiedziałam, że w końcu nadejdzie! Tak delikatnie, niepostrzeżenie wręcz zakradł się do mnie, co by mnie nie zatrwożyć. Uścisnęłam mu dłoń i przez łzy szczęścia zaprosiłam na herbatkę.
- Pomożesz mi? Ten rok będzie trudny, a oprócz tego wiesz doskonale, jak bardzo jestem kochliwa...
- Ależ oczywiście. A nie czujesz już różnicy?
- Och, jak najbardziej. Oddaliło się ode mnie wszystko, jakbym wreszcie panowała nad tym,co myślę i czuję. To nowe opanowanie jest sztuką, którą zdobywam wraz z doświadczeniem i za twoją sprawą.
          W czasie tej herbaty, zaczęłam zastanawiać się nad sobą. Kim jestem tak naprawdę? Za czym tak biegnę, czego chcę od tego życia?  Muszę nieustannie nad sobą pracować, kształtować swój charakter, by był silny, oryginalny, pewny siebie. Czas zacząć ćwiczyć się w duszy, w swoich postanowieniach, w ogólnej egzystencji każdego dnia. Jestem oddzielnym bytem i to ja odpowiadam za to,co robię, co myślę, co czuję i komu pozwalam grzebać przy moich nastrojach! To ode mnie zależy, czy Pan taki i owaki będzie wywoływał chandrę, czy Pani taka czy siaka będzie gnębiła moją podświadomość lub sprawiała, że zabraknie mi pewności siebie. Muszę liczyć się z tym, że to moje życie i nikt nie ma prawa mówić mi,jak ma ono wyglądać. Zbyt wiele tracimy, zastanawiając się nad tym,co inni o nas powiedzą.
        Panna Caroline mówi  mi ciągle i bez ustanku, że się zmieniłam. Jednak ja uważam, że jestem ciągle ta sama, tylko nieznacznie zagubiona, a Panna Caroline powinna spojrzeć w lustro, bo może odkryje, że obie stałyśmy się innymi ludźmi, dzięki przebywaniu w swoich aurach i humorkach. Nie można tkwić w tym samym,bo nadchodzi rutyna, a życie staje się szare i nudne! To zatęchły konserwatyzm, który wychodzi obecnie z głów, mówi mi, żebym "nigdy się nie zmieniała". A ja im odpowiem, że jest to niemożliwe, bo dorastam, moje poglądy rokrocznie ulegają zmianie, ścieram się z rzeczywistością, z którą każdy z ludzi musi się wreszcie kiedyś zmierzyć.
      Jednakże, nie musicie się obawiać. Nie zejdę na psy, nie będę piła, paliła ani ćpała (jak niektórzy) i nie zmarnuję sobie życia. Nie jestem pieprzonym gimbusem, który myśli, że jest już taki dorosły i fajny i nawali się do nieprzytomności. Nie twierdzę, że nie jest to ciekawy sposób na spędzenie wolnego czasu, nikogo nie chcę hejtować, po prostu mam własne zdanie i własny styl życia.
Pozdrawiam Pannę Caroline, która po raz kolejny jest bohaterem wpisu i proszę, by nie gniewała się z powodu moich zmieniających się humorków. Od tego roku czas zacząć pracę nad sobą.
directxKursory na stronę