piątek, 24 maja 2013

Wieje chłodem

U każdego z nas przychodzi kiedyś czas zmian. To naturalne, że z biegiem czasu wszystko się musi zmienić. Miłość się zmienia, przyjaźń się zmienia...albo się kończy. Wypala się lub zmieniają się ludzie. Tak, tak, Caroline, mówię o Tobie.
Zmieniłaś się nie do poznania: jesteś chamska, wredna, (zazdrosna?tylko o co??). Coraz częściej z chęcią byś po mnie jeździła, zwłaszcza przy nauczycielach ( i nie mów mi, że są to żarty! Są bowiem pewne granice). Uwielbiasz stawiać mnie w złym świetle, jak udało mi się ostatnio zauważyć. Ale cóż, to typowe w moim życiu. Ludzie zawsze kochali mnie wykorzystywać,a potem na deser, mieszać od czasu do czasu z błotem. Ale ja jestem już tym zmęczona. Mam dosyć Twoich chorych humorków i tego, że myślisz, że jak coś mówię, to zawsze jest to przeciwko Tobie( przypomina Ci się sytuacja na muzyce, kiedy o coś spytałam, a Ty zaczęłaś się rzucać i słowa"odczep się" wypłynęły z twoich ust?). Proszę w takim razie. Ja naprawdę nie mam zamiaru dłużej tego znosić. Ciągle masz o coś pretensje, a najlepsze jest to, że myślisz, że jesteś wiecznie niewinna i nie robisz nic złego. Przecież to wszystko są tylko żarty! Ty lubisz żartować z ludzi, udawać, że ich obgadujesz, a tak, o po prostu, żeby się z nich pośmiać. Tylko wiesz co? Ten się śmieje, kto się śmieje ostatni. Znasz to przysłowie?
Więc jeśli dalej masz mnie przepraszać, jeśli dalej masz zamiar przez dzień czy dwa być extra przyjaciółką, to sobie daruj. Ty sama nie będziesz! Masz przecież przyjaciół na pęczki, a od kieliszka jeszcze więcej ;] A ja wolę ich nie mieć, niż cały czas się męczyć z małą siksą, która notorycznie sprawia mi przykrość.
Hej,ho, na razie!

Ośmiorniczka natomiast mogłaby podac adres swego bloga, który jak zauważyłam zmienił adres! :) Czekam z niecierpliwościa na Twoje odezwanie.
Do zobaczenia wszystkim.

poniedziałek, 13 maja 2013

Gruzy

Wszystko się sypie. Każdy najmniejszy, najtrwalszy ułamek mojego prywatnego życia się wali. Moi bliscy(dorośli, niektórzy nawet sędziwi wiekiem) zachowują się jak stado dzieciaków. Płaczą, krzyczą, nie umieją poradzić sobie ze stratą. I w tym wszystkim jestem ja: szesnastoletnia małolata, która wszystkich godzi i naprawia ich językowe przewinienia.W tym wszystkim jest zbyt młoda, zbyt niedoświadczona małolata, zeby brać ją na poważnie. A jednak jakoś ulegają. Nie wszyscy oczywście. Ci, którzy znają mnie dobrze, uważają, że jestem bez uczuć..kiedy to ja! właśnie ja! staram się zachować głowę. Nie zwariować. Być dorosłą. Jedyną dorosłą w tym pochrzanionym świecie. A oni? Banda dzieciaków, którzy "nie mogą się pogodzić", "zostali zranieni"...Skąd się tacy biorą? Jestem wrażliwą osobą, chociaż teraz może nie widzicie. Rozumiem osoby, które były najbliższe. Jestem wręcz zdziwiona, że tylko w ten sposób objawiają swoją złość i nieporadność w tak cieżkim okresie. Ale inni? powinni być podporą. Tymczasem zachowują się jak dzieciaki, które dowiedziały się, że ludzie odchodzą. Co ja im na to poradzę? Niech ida do psychologa. Niech idą do lekarzy, którzy od tego są. Ja jestem młoda, więc niech zostawią moją psychikę. Ja jestem od podtrzymywania, a nie zbiorowej histerii.

niedziela, 5 maja 2013

Now is good

Spróbuję spojrzeć na to z nieco innej strony. Wyzbędę się na chwilę swojego wewnętrznego narzekającego na wszystko Polaka... Czy dostrzegam jak cenne jest to,co posiadam? Jestem zdrowa(myślę tu o nieuleczalnej chorobie), mam wszystkie kończyny na swoich miejscach, mieszkam razem z rodzicami i siostrą, nie brakuje mi jedzenia, mogę się kształcić. Smutne jest to,że dostrzegamy takie zwykłe- niezwykłe rzeczy dopiero, gdy je stracimy. Gdy ktoś traci rękę, dopiero teraz zauważa, jak bardzo była mu potrzebna. A posiadając to wszystko, nie umieliśmy tego zwyczajnie docenić.

Tak, muszę stwierdzić, że nie doceniałam tego również. Jednak wszystko zmieniło się diametralnie, gdy obejrzałam poruszający film Now is good. Tytuł był lekki, przyjemny, zdawało się, że będzie to jakieś romansidło. Oglądając, miałam coraz więcej wątpliwości, czy nie wyłączyć, lecz wytrwałam ze łzami do końca. I dopiero teraz dowiedziałam się, jakie mam cholerne szczęście na tym pieprzonym świecie. Nie zdradzę Wam szczegółów - odsyłam do obejrzenia.

Coraz częściej zastanawiam się też, jaki sens ma prowadzenie tego bloga, skoro nikt tu nie zagląda...Jednak może jest to swoista terapia? Muszę przecież gdzieś wylewać swoje myśli, które czasem nie mieszczą mi się w głowie. ;-)

Now is good, to pewne. Jest maj, piękny i radosny. Potem zakończenie szkoły, odtańczenie poloneza. Wszystko przede mną. Nie mogę być bardziej szczęśliwa niż właśnie teraz. Więc: now is good, Kochani. Do zobaczenia wkrótce.

sobota, 4 maja 2013

Spójrz w przyszłość!

Muszę przyznać, że ze śmiechem czytam poprzednie wpisy. Z niedowierzaniem wpatrywałam się w swoje własne "złote myśli". Pomyślałam, że ten blog w jakiś sposób kształci moje poglądy. To bardzo dobrze. W liceum może już będę miała wyrobione zdania na różne tematy i łatwiej będzie mi się żyło wśród tylu interesujących osób. Ważne jest, żeby zachować odrębność. Indywidualność nas wyróżnia i sprawia, że ludzie odbierają nas poważniej. Nie możemy być jak chorągiewka na wietrze, to nie jest dobry sposób na znalezienie innych interesujących ludzi.

Od dawna chciałam napisać i wydać książkę. To moje największe marzenie. Chcę poczuć w dłoniach fakturę papieru, nacieszyć oczy kolorową okładką i myślą, że to moje, moje własne myśli! Jak jednak to zrobić? Zaczęłam wprawdzie w tamte wakacje pisać o pewnej dziewczynie. Szło nieźle, ale po późniejszym przejrzeniu stwierdziłam tylko, że nadaje się to do kosza. Początkowe rozdziały były napisane w pewnym stylu - fakt. Jednak teraz uznałam, że to nie jest najlepszy styl. Pisałam jak Sienkiewicz - nudno, zbyt szczegółowo i opisowo. Kto dziś pragnie czytać opisy zachodów słońca? "To się nie przyjmie" - myślałam i poczułam odrazę do swojej cukierkowatości w tym fragmencie książki. Zmieniłam trochę, odjęłam z kwiecistości i stwierdziłam, że na tym etapie moje opowiadanie straciło wyraz. Stało się nędznymi wypocinami pięciolatki. Nie byłam tym zachwycona. Poczułam się całkowicie wypalona, a niedługo potem mój plan odszedł w zapomnienie. Nieskończona książka gdzieś sobie leży w bazie danych na dysku "C"...I nie zamierzam do niej wracać. Berenika i jej problemy z Aleksym, Rozalią i jeszcze innymi musi sobie rozwiązać sama. Może to oznacza koniec jej życia? No, zawisła w eterze, to na pewno ;-)
Jednak chęć napisania ksiażki nadeszła znowu. I myślałam nawet, żeby napisać o mojej rodzinie, która ma ciekawą historię. Adresatem byliby raczej ludzie o wiele ode mnie starsi...Ale nie wiem, czy ma to sens, bo być może porzucę jej pisanie.. Tylko nic nie idzie na marne, prawda? Moje pisanie kształtuje mój styl i sprawia, że będę w tym coraz lepsza...Trzeba spojrzeć w przyszłość. Kto wie, co na mnie czeka???

Pozdrawiam wszystkich
- zakatarzona i schorowana
directxKursory na stronę