poniedziałek, 13 maja 2013

Gruzy

Wszystko się sypie. Każdy najmniejszy, najtrwalszy ułamek mojego prywatnego życia się wali. Moi bliscy(dorośli, niektórzy nawet sędziwi wiekiem) zachowują się jak stado dzieciaków. Płaczą, krzyczą, nie umieją poradzić sobie ze stratą. I w tym wszystkim jestem ja: szesnastoletnia małolata, która wszystkich godzi i naprawia ich językowe przewinienia.W tym wszystkim jest zbyt młoda, zbyt niedoświadczona małolata, zeby brać ją na poważnie. A jednak jakoś ulegają. Nie wszyscy oczywście. Ci, którzy znają mnie dobrze, uważają, że jestem bez uczuć..kiedy to ja! właśnie ja! staram się zachować głowę. Nie zwariować. Być dorosłą. Jedyną dorosłą w tym pochrzanionym świecie. A oni? Banda dzieciaków, którzy "nie mogą się pogodzić", "zostali zranieni"...Skąd się tacy biorą? Jestem wrażliwą osobą, chociaż teraz może nie widzicie. Rozumiem osoby, które były najbliższe. Jestem wręcz zdziwiona, że tylko w ten sposób objawiają swoją złość i nieporadność w tak cieżkim okresie. Ale inni? powinni być podporą. Tymczasem zachowują się jak dzieciaki, które dowiedziały się, że ludzie odchodzą. Co ja im na to poradzę? Niech ida do psychologa. Niech idą do lekarzy, którzy od tego są. Ja jestem młoda, więc niech zostawią moją psychikę. Ja jestem od podtrzymywania, a nie zbiorowej histerii.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

directxKursory na stronę