poniedziałek, 12 sierpnia 2013

Codzienności

Patrzę w przeszłość i nie mogę uwierzyć, jak wiele się zmieniło. Faktycznie - zycie pisze niespodziewane scenariusze. Myślałam tak wiele, wymyślałam jak reżyser swoje dalsze etapy życia. Stwierdziłam jednak, że nie warto. Życie i tak nas wreszcie zaskoczy i da coś, czego się zupełnie nie spodziewamy.
Trochę posypało się z Panną Caroline, która wróciła do swoich starych zwyczajów i żywi do mnie jakąś urazę. Niestety, nie sposób od niej wyciągnąć o co chodzi. Wiadomo, że sielanka nie może trwać wiecznie i muszą przyjśc jakieś większe czy mniejsze problemy, co by człowiek robił jakby było tak pięknie?

A oprócz tego, nie nazywałabym się BiałeKocię, gdybym nie robiła sama sobie problemów z niczego, prawda? Tylko ja umiem się kłócić, by zrobić, coś z niczego :-)  Ostatnio nie mogę wytrzymać już sama ze sobą! Wszystko mnie irytuje i drażni. Potrzebuję chyba jakiegoś oczyszczenia. Katharsis musi nadejść jak najszybciej... Musicie być troszkę wyrozumiali. Jestem rozhisteryzowana, przewrażliwiona, skłonna do przesady. Moje życie to ciągłe huśtawki nastrojów: góra, dół, góra, dół. Nigdy nie ma stabilizacji! Zawsze mnie coś psychicznie męczy, a jak nie ma co, to sama sobie to umyślę!  No cóż, bywa i tak. Widać taka moja już natura. A może jednak jest jeszcze wolne krzesełko u psychiatry?

Całe szczęście, że BiałeKocię złapało w sidła tego upragnionego Kocurka. Teraz już nie jest tak beznadziejnie same i może martwić się nowe sprawy! Przynajmniej skupi myśli na kimś innym niż własna osoba i nie będzie tak egoistyczne. A w rodzinie nowo i nieznano : wujek ze swoją połówką, jak na razie przeżywają istną sielankę, są na etapie kotkowania, misiowania i skarbiania(Kotku Mój, Koteczku, Kiciu, Misiu, Skarbeczku itd...). Zastanawiam się tylko, na jak długo wystarczy im cierpliwości. Wiadomo, że ludzie mają różne charaktery i przychodzą z czasem kłótnie i sprzeczki, które trzeba przeżyć. Trzeba w końcu zderzyć się z rzeczywistością. A oni zachowują się jak nastolatkowie, którzy nie maja o tym zielonego pojęcia...Życzę tylko wytrwałości, żeby wszystko było w porządku. Zasługują przecież na to oboje.

W rodzinie trochę się popsuło, ale wiadomo: nic nie trwa wiecznie. Ludzie się jednak zmieniają. To smutne. Wierzę jednak, że to tylko taki kryzys. A jeśli chodzi o rodziców , to mam z nimi niezłą jazdę. Ciągle maja o cos pretensje, krzyczą, drą się wręcz w niebogłosy i rzucają wyzwiskami, mówia jaka to ja nie jestem i obrażają. Mam tego serdeczne dość. W dodatku, gdy pojawiła się przemoc, to opadły mi ręce. Stwierdziłam tylko: A zabijcie mnie nawet, to będę wdzięczna, że nie musze z wami się męczyć. No i znowu dostałam. Może jednak to była dla nich pokusa? Nie wiem, gdy próbuje im mówić, jak się zachowują i co robią, twierdzą, że oni do przemocy się nigdy nie uciekają. Już dobrze, dobrze, niech mówią co chcą, tylko niech mi dadzą święty spokój! I przestaną mnie wreszcie szarpać! Czy oni myslą, że jak mną potrząsną, to mi się  coś w głowie zmieni? Czasem mam wrażenie, że nie są tacy dorośli, jak mówią. Apogeum już chyba jednak za mną.

Co się tyczy tej rzeczywistości, to muszę powiedzieć: boję się. Boję się, że się wszystko rozpadnie, że zostanę sama ze wszystkim, że będę cierpieć i że nie uda mi się zaaklimatyzować w liceum. Boję się, tak zwyczajnie i po ludzku.
Ach, post bardzo długi, a wszystko przez to, że nagromadziły się we mnie emocje. Pytań i wątpliwości jest coraz więcej, a odpowiedzi coraz mniej. Gubię się w tym świecie już.

Pozdrawiam Tych, co jeszcze czytają!


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

directxKursory na stronę