poniedziałek, 30 grudnia 2013

Z welonem!

    Długo będę pamiętać Parę Młodą tańczącą na środku sali. Uśmiechnięte twarze i sceny rodem z filmu. Podobały mi się piosenki, wspólne tańce i chwile, kiedy nie trzeba było myśleć o niczym innym, bo liczyło się tylko tu i teraz. Na moment znów poczułam się człowiekiem, który może się uśmiechnąć, poczuć coś więcej. Zapomniałam jak wiele ludzi nie jest wart naszych spojrzeń. Poczułam się, jakbym była odarta z doświadczeń, przykrych wspomnień. Stałam się jak niezapisana kartka papieru; jakbym przeszła renowację. Zapomniałam jak to jest trzymać dłonie innego człowieka(zresztą bardzo przystojnego :P )  i uczyłam się życia od nowa. Ostatnie posty były bardzo przygnębiające, ale koniec już z tym. Czas dekadenckich myśli minął. Po weselu musiałam trochę oprzytomnieć - to nie ulegało wątpliwości - ale mam w sobie więcej dziecięcej radości i nadziei, że świat jeszcze nie upadł. Na oczepinach złapałam welon, ale to wszystko było ustawione, jestem wręcz pewna!  DJ wszystko zaplanował, widocznie na polecenie Panny Młodej.
    Lubię takie niespodzianki. Na balach można poczuć się jak w innej epoce. Jakby wszystko było snem, a Ty główną postacią, która jest - jak wszystkie kobiety wokół - damą, którą trzeba prosić do tańca, do której można się pięknie uśmiechać i na którą można nieśmiało zerkać. Zdecydowanie jestem zdania, że trzeba nas zaskakiwać.
  A po ślubie dostałam od Panny Młodej bukiecik kwiatów w podziękowaniu za oprawę mszy. Niby nic, a tak się cieszyłam! Kwiaty są najcudowniejszym darem od natury, jaki istnieje. Delikatne, pachnące, potrzebują prawdziwej miłości i pielęgnacji, żeby rozkwitnąć...jak można ich nie kochać?

Pozdrawiam Wac najgoręcej jak potrafię! :)

piątek, 27 grudnia 2013

Przedweselnie

Jutro idę na wesele. Uczeszę się rano jak najpięknej i pójdę do wizażystki, która wyczaruje cudo na mojej twarzy. Później przyjdzie czas na wycieczkę do Panny Młodej, żeby co nieco pomóc jej się wystroić. Razem z moją mamą (która notabene jest Starszą) będziemy zakładać Młodej białą suknię, uważając, żeby nie uszkodzić jej umalowanej twarzy.
Przed weselem przychodzi czas na ślub w kościele, gdzie będę śpiewać psalm i czytać modlitwę wiernych. Coraz bardziej czuję z tym związany stres. A co, jak coś pójdzie nie po mojej myśli?

Poza tym będę wyglądać olśniewająco, to mogę Wam oświadczyć. Tylko nie mogę zdecydować się na makijaż...
Makijaż wieczorowy: mocno zaakcentowane usta  Czy może coś w ten deseń?
...
Perfekcyjna *-* A może bardziej naturalnie?
Po weselu opowiem, na co się zdecydowałam :)

Pozdrawiam! :)

środa, 18 grudnia 2013

Sui caedere

Przemyślałam sprawę. Doszłam do wniosku, że naprawdę chciałabym już odejść. Tak na zawsze. Już na wieczność. I tak, wiem, że wieczność to baaardzo długo. Ale chciałabym już wiedzieć, jak to tam jest. W ogóle co jest po drugiej stronie. To byłoby takie niezwykłe przeżycie. Albo raczej: pośmiertne doświadczenie. Zaznałabym spokoju, którego tutaj mi tak brakuje. Wypełniłabym pustkę, którą noszę w sobie od zawsze. To męczące uczucie nicości w moim wnętrzu. I coraz większa oziebłość dla innych. Po co mam żyć? Okej, pójdę na studia, może nawet wyjdę za mąż. I co? Będę się starzeć, cierpieć, a potem bum i mnie nie ma. Po co się męczyć? Muszę oczyścić duszę, modlić się i starać się być dobra. A wtedy gdy będę już niezwykle i pokornie dobra, może Bóg się zlituje i zabierze mnie z Ziemi. Przejdę w inny  wymiar, a moja dusza zazna pokoju. Będę przechadzac się po kolorowej łące i śpiewać. A mój głos będzie anielski. I będę piękna, bo będę dobra. A wszystko co dobre, będzie piękne. I potrzeba transcendencji się zrealizuje. I wszyscy będą zadowoleni. I będę spokojna, szczęśliwa i przepełniona miłością. Tą prawdziwą, która istnieje tylko po tamtej stronie. Pragnę już odejść. Szkoda, że sui caedere jest grzechem. Gdyby tylko nie byłoby to potępione, może nawet spróbowałabym. Jednak...w moim przypadku to niemożliwe. Chcę zaznać spokoju, a nie trafić do jeszcze większego piekła.

Pozdrawiam Was.

Let Us Die Young, Let Us Live Forever

niedziela, 8 grudnia 2013

Powroty

Jak dawno mnie nie było. Liście zdążyły opasć, a śnieg oprószył dachy samochodów. Noce nie są ciemnoczarne, ale brązowo-kawowe. Mieszkania są ciepłe, a świat zimny. I wieje. Orkan Ksawery nie jest jednak jakiś strasznie przerażający.
A u mnie jak zawsze.Albo raczej jak ostatnio. To nowy etap mojego życia i muszę to zrozumieć. Tu nic nie będzie proste. Już niedługo będę pełnoletnia, za roczek. A potem będzie prawdziwe życie. I to nie ma być proste. W końcu to zrozumiałam. Nie jestem zła. Pogodziłam się z takimi faktami. Są. I trudno.
Za niecałe dwa miesiące skończę 17. Czy czuję różnicę? Nie. Czuję się tak samo, gdy kończyłam 11. Może trochę tylko więcej wiedzy.
W grudniu sprawdzianów mam wiele. Najlepsze są jednak z biologii: z elektroforezy żelowej, hybrydyzacji, amplifikacji i innych śmiesznych słów. Najważniejsze, że nauka ich sprawia mi radość. To się liczy. Za to boję się chemii. I mojej matury. Ale dam radę. Wierzę w siebie. To najważniejsze.

A, jeszcze sprawa Mikołaja. Dostałam ciepły szaliczek,czapkę i rękawiczki, blok,wkłady do ołówka, nowoczesną sztalugę. Książkę, notes i zestaw kremów, mleczek, maseł i balsamów z serii kakaowej. Pychotka. Pachnie tak, że niedługo zacznę jeść.
Im jestem starsza, tym mniej magiczne jest wszystko. Żałuję bardzo. Ale trzeba we wszystkim dostrzegać pozytywy.

Dzisiaj byłam na wolontariacie. Robiłam różne świąteczne ozdoby z maluchami. Było świetnie. Ludzie potrzebują takich odprężających spotkań, polecam!

Pozdrawiam świątecznie i zimowo
;*


directxKursory na stronę