niedziela, 25 listopada 2012

Gdy nadchodzą wątpliwości

Nie wiem, jak jest. Ale czy ma to znaczenie? Wegetuję. Roślinnie i zwinnie maszeruję z rękami ciasno oplecionymi wokół ciała. Nie będę kolejną żałosną nastolatką! Idę, a cisza spowija otoczenie. Idę. Każdy ruch ma znaczenie dla mnie - w przyszłości. Każdemu spoglądam na ręce i widzę podstępy. Nie potrafię ufać ludziom, poza garstką prawdziwych ludzi, których mam wokół siebie. Staram się złapać szczęście, być normalną. Wychodzi mi to całkiem dobrze i całkiem pasuje mi "nowa" twarz.
Nie wiem,czy kiedyś odnajdzie mnie moje szczęście, moja wielka miłość. Liczę, że moje małe szczęścia chodzą po świecie i szukają drogi do mnie. 

Może to jest mój tragizm i problem w tej powieści ze mną w roli głównej. Muszę trwać w zaniżonej samoocenie, w ciągłym niedowierzaniu i własnej dziecinadzie, starając się być dużą dziewczynką. Może w 1969 rozdziale znajdzie mnie ktoś, kto pokaże, że jestem dla niego warta coś więcej niż ja dla siebie. A wtedy uwierzę w siebie, nastąpi długo wyczekiwana przemiana - niczym Belli w wampira( w nawiązaniu do "Przed Świtem"). A  świat pozna mnie z tych cudownych stron, których na dzień dzisiejszy chyba nie mam.

Nie chcę litości. Nie chcę, żeby ktoś, kto to czyta, pomyślał: "Jaka smutna kobietka zepchnięta na sam brzeg depresyjnej krawędzi, uwikłana w dekadencki katastrofizm. Powiem jej, że jest cudowna, co mi tam". Nienawidzę litości ani pomocy. Sama sobie potrafię poradzić. Moje życie=moje problemy=moje rozwiązania. Może kiedyś będzie we mnie coś,co zwróci czyjąś uwagę. Tymczasem pozostanę w ciemności sama.

PS: I z Tobą,Caroline ;)

Białe Kocię

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

directxKursory na stronę