sobota, 21 września 2013

Świat mniej kolorowy ?

Witajcie.
Rozłożyła mnie choroba na dobre. Posiedzę sobie w ten weekend, żeby w tygodniu móc funkcjonować. W poniedziałek czeka mnie test diagnostyczny z biologii, więc akurat mam motywację, żeby się uczyć. Poza tym jest mniej kolorowo. Jakoś tak szaro, tak smutno. A jedyne co mi teraz pozostało to nauka. I wcale nie jestem tym przygnębiona. Ostatnio odkryłam, że lubię się uczyć. Dostałam takiego "kopa" do pracy, że aż miło. Odrabiam prace domowe non stop ( nawet w piątkowe popołudnia) i sprawia mi to przyjemność! Lubię się uczyć. A najbardziej lubię ten stan, gdy stoję przy swojej ławce i o tym wszystkim, czego się nauczyłam, opowiadam, a banda przedszkolaków przeciera oczy. Tak, jesli się ktoś uczył systematycznie, to ma pojemniejszy umysł.Fakt. Nigdy nauka nie sprawiała mi problemu. A miałam to szczęście, że obracałam się wśród ludzi, którym też to szło nieźle. A teraz się tak dziwnie złożyło, że jestem wśród człekokształtnych, którzy nie podzielają mojej radości i chęci pracy. Pierwszy raz muszę powiedzieć o kimś, że jest dziwny. Tak. Moi rówieśnicy są jacyś dziwni i nie mogę (wcale!) ogarnąć ich toku rozumowania. Poszłam niby do najlepszej szkoły, ale wcale tak "wyścigowo" nie jest. Im po prostu nie zależy ( nie wszystkim,ale większości)... Jednakże kij(...). 
Poza tym czuję się lepiej psychicznie: odżyłam, uspokoiłam się, zaczęłam panować nad swoim życiem: planować, planować i planować. Wszystko jest poukładane . A gdy wszystko ma swoje miejsce wokół Ciebie, to w Twojej głowie również. I tego się trzymajmy.

Pozdrawiam Was! :-*

czwartek, 19 września 2013

Szaruga, katary i sprawdziany

Zaraz wybieram się do szkoły. Gardło mnie boli, rżnie, drapie i piecze, ale co tam, ubrana już w cieplutki sweterek-tunikę, wybieram się i zbieram na autobusik, nie byle jaki, bo podgrzewany,co by pasażerom w nóżki zimno nie było. Przede mną pierwsza matma i zbiory, potem godzina wychowawcza i spotkanie z osobą niepełnosprawną ( ciekawe czy psychicznie czy fizycznie) a potem już z górki: kartkówka z historii i pytanko z polskiego. Dzień jak co dzień, gdyby tylko nie ta pogoda i moje przeziębienie! Gripex już wzięty, tabletki od gardła ssane, więc będziemy czekać na dalszy rozwój cholery, która mnie zaatakowała.
Zauważyłam, że w autobusie są najlepsze myśli filozoficzne, jakie w życiu miałam. Stwierdziłam, że im człowiek starszy, tym inaczej myśli, wyrasta z płytkich książek, wymagając więcej, a to wszystko dzieje się wraz ze wzrostem IQ.  Także moi kochani, pracujcie nad wytwarzaniem neuronów, nowych połączeń, żebyście byli pewni siebie i przede wszystkim : dumni. Uczcie się, nieważne jak wiele czasu przeznaczacie i jak trudno Wam to przychodzi. Musimy nad sobą pracować, nie uważacie?

sobota, 14 września 2013

Nie dla gorących kąpieli!

No właśnie, ostatnio postanowiłam się trochę zrelaksować po męczącym tygodniu i ze smutkiem stwierdziłam, że kąpać się też należy umieć ;) Dowiedziałam się bowiem, że kąpiel w zbyt gorącej wodzie (tzn. takiej, która jest cudownie cieplutka i przyjemnie mnie otula z każdej strony jak kołderka) może się okazać nawet niebezpieczna dla organizmu! Mogą wystąpić zawroty głowy, obrzęki nóg - które z kolei nie pomagają nam, kobietom, w walce z cellulitem, a wręcz przeciwnie - czy wystąpienie pajączków, jeśli mamy skórę naczynkową. Niestety, dowiedziałam się tego wszystkiego dopiero po cudownej kąpieli, która sprawiła, że moje dłonie i stopy były jak czerwone buraczki.... i wcale nie czułam się zrelaksowana - wręcz na odwrót: przemęczona, z "ciężkimi" nogami i trzęsącymi się kończynami. Nie za fajnie uczucie - nie polecam. Chociaż kocham takie gorące kąpiele, ze smutkiem muszę stwierdzić, że mój organizm nie za bardzo i trzeba będzie się przerzucić na "lżejszą" odmianę ciepła...

A w Unii, jak to w Unii, pracy kupa, ale trzymamy się jej wszyscy i jesteśmy niezniszczalni. Staliśmy się wielką rodziną o nazwisku "IF". Jak maż i żona - tak dziewczęta i "chłopięta" - wspierają się nawzajem, informują o sprawach różnych i różniejszych, przypominają o kartkówach i pytaniu. Jak równy z równym, wszyscy z zacięciem, wysokim IQ i radością typową tylko dla nas - UNITÓW - idziemy wciąż do przodu, widząc w oddali białe fartuchy i słysząc ścieżkę dźwiękową z "Na dobre i na złe". W międzyczasie niektóre przyszłe lekarki uczęszczają do sławnego chóru, co by w późniejszych latach śpiewać pacjentom jakieś marsze żałobne. Ale to jest nic w porównaniu z uczęszczaniem na koło informatyczne do sławnego informatyka,który chce nas poznawać po zgaszeniu światła; choć to również jest nic po zapisaniu się na olimpiadę polonistyczną. Jakby było mi mało, z chęcią chodzić będę na kółko z hiszpańskiego ( a co, tylko angielski i niemiecki? Dawaj na hiszpana! ). Moje ambicje kiedyś mnie przerosną. Ale z drugiej strony, co mi pozostaje? To jest na razie najważniejsze. Nie mam nic innego do roboty i dla kogo innego. Tylko dla siebie. Jestem samolubna i mi z tym dobrze :-) 

Pozdrawiam tych, którzy są tego warci.
PS: Pozdrawiam Caroline i dziękuję za miłe spotkanie. Oby było takich więcej.

wtorek, 10 września 2013

Liceum - integracja !

Właśnie wróciłam z integracji, na której każda klasa musiała się zaprezentować. Nasza śpiewała piosenkę, którą przerobiłam na nasze potrzeby. Poznałam sporo ludzi, w tym również z drugich klas (aach, takich przystojniaków widziałam, że ojejciu, macie, czego zazdrościć :P). Drugie klasy nas trochę nastraszyły, że będzie strasznie i wgl (jaaasne, o gimnazjum też mi tak mówili, jakoś żyję i to ze średnią 5.39), więc nie ma co się łamać, trzeba kuć. Poza tym czuję, że przede mną najlepszy okres w moim życiu: prawdziwa wolność, osiemnastki, nowe znajomości, przyjaźnie do końca życia, uśmiechy i znaczące mrugnięcia - po prostu prawdziwa esencja licealnego życia. Stwierdziłam, że trzeba z życia brać, ile się da, więc się nie będę szczypać :)
W październiku szykuje mi się czterodniowy wyjazd do Czech, a potem ślubowanie i otrzęsiny w szkole, dyskoteka (aach, już się nie mogę doczekać!), a Pani Dyrektor z mojego gimnazjum poprosiła, żebym śpiewała na gimbazjalnej uroczystości, chociaż nie jestem już w gimnazjum! To dopiero dowartościowanie.

Lepiej więc być nie mogło: nie narzekam na brak kolegów i koleżanek, wręcz aż mi głupio, bo zabiegają o moją uwagę, a przecież każdy mógłby mieć mnie w "d".
Jest więc cudownie, znowu los się do mnie uśmiecha. I wiecie co? Nic nie dzieje się przypadkiem. Wszystko, co się ostatnio zdarzyło, jest prawdziwym darem. DAREM. Naprawdę wszystko ma jakiś cel i ma prowadzić do czegoś konkretnego. Tak więc wszystko przede mną! :)

poniedziałek, 9 września 2013

Wybaczam

Żeby żyć w spokoju, trzeba wybaczyć. To nie znaczy "zapomnieć", tylko "wybaczyć". Stwierdziłam, że kobiety powinny mieć swój honor. Ja taki honor posiadam, nie pozwolę sobie na takie traktowanie. Dlatego nie zamierzam się zmieniać, tylko patrzeć na życie z dystansem, ze zdrowym rozsądkiem. Będę wierzyć,że na świecie istnieją jeszcze ludzie inni, z twarzą, którzy mają w głowie coś, a nie pustkę. Którzy myślą, jak ja: nie chcą krzywdzić innych, a chcą przeżyć coś pięknego. Będę żyć nadzieją, że są jeszcze rycerze, dżentelmeni, którzy coś sobą reprezentują. Znają swoją wartość i wartość kobiety.
Wiadomo, że większość to świnie i chamy, ale zdarzają się wyjątki. Czy warto więc zranić te wyjątki? Nie chciałabym, żeby jakiś chłopak zranił mnie tylko dlatego, że jego poprzednia dziewczyna była zwykłą suką. Trzeba mieć swoją godność. Nie będę się zmieniać przez jakiegoś osobnika o niskim ilorazie inteligencji,prawda? Nie tędy droga, Kochani. Tylko pamiętajcie: zanim powiecie "kocham", poznajcie dobrze(ale naprawdę dobrze) tę osobę. Jeśli się okaże zwykłą świnią, to trudno. A może akurat będzie to prawdziwa indywidualność? ;)

Patrzmy z uśmiechem w przyszłość. Bo tyle jeszcze przed nami!

sobota, 7 września 2013

Ludzie. Nie ufajcie, nie warto

Zaufałam. Miałam w swoim życiu epizody, kiedy ufałam. Tylko dwóch ludzi mnie nie zawiodło. Tylko dwóch na tyle istnień ludzkich, jakie miałam okazje poznać! Teraz wiem, że tak nie wolno. Po prostu nie można już ufac ludziom. Nie wierzcie ich słowom. Nie wierzcie nawet gestom! Obecnie nic już nie ma znaczenia. I wszystko przemija. Nie wolno zawierzać innym, jak tylko sobie. Chcecie ufać? Liczcie się ze stratą, ze spustoszeniem w umyśle, w waszej psychice, w waszych sercach. A wtedy nic nie będzie jak dawniej. Będziecie się bać drugiego człowieka, zniszczycie być może coś, co nazwalibyście miłością. Bo nie zaufacie już kolejny raz, chyba, że jesteście na tyle silni, by pogodzić się z poprzednim błędem Waszego życia. A wtedy więcej niż prawdopodobne jest, że znowu zostaniecie oszukani. Zepchnięci na sam margines, jako nic nieważni. I będziecie znowu to czuli: strach, zdziwienie, niedowierzanie, smutek, rozpacz, czarną rozpacz. Dużo rozpaczy i pesymizmu. Dopiero wtedy Wasze życie naprawdę straci sens, kiedy stwierdzicie, że nie macie nikogo, kto by o Was zabiegał, kochał, troszczył się. Kogoś, komu by się chciało wysilić się na szczerość, na to, by móc zyskać Wasze względy. By być kimś w Waszym życiu.
A wtedy przychodzi rozpacz. Depresja. Nic już Was nie zadowoli. I będziecie uciekać od tego uczucia, tak jak teraz ja. Trzeba udawać, że jest się twardym. Muszę być silna - tak zawsze uczyli mnie rodzice. A ja chciałabym pobyć człowiekiem, móc się wypłakać i pomartwić, wyrzucić z siebie złość, całą nienawiść, napluć na świat. Ale nie. Więc uciekam w naukę, w znajomości, by nie myśleć. By zapomnieć. By po prostu nie kochać. By być cholernie obojętną.

A potem kolejny etap. Etap nienawiści. Będziecie nienawidzić całym sercem, całą duszą i ciałem. Będziecie pragnąć, by ten, kto Was skrzywdził, cierpiał dokładnie tak, jak Wy. Chętnie obrzucilibyście go błotem  i zdzielili kilka (dziesiąt) razy po twarzy. Niech wie, jak bardzo bolało! Niech poczuje, kim jest.
Chęć zemsty nie da Wam spokoju. Ale nieważne, ile razy się zemścicie, ból nie przejdzie, a będzie jeszcze większy. Bo trzeba przebaczyć, by być wewnętrznie wolnym i szczęśliwym. Ale jak wybaczyć, kiedy tak cholernie boli Cię dusza? Kiedy płaczesz każdej nocy, by nikt nie widział, kiedy zaciskasz pięści, jadąc autobusem, kiedy przygryzasz usta i raptownie nabierasz powietrza, by nie uronić łzy? To co było, nie wróci. A ja nie chce, żeby wróciło, bo wtedy i tak już nie byłoby jak dawniej. Po prostu: przepadło bezpowrotnie. I zostaje pytanie: po co było się w to pakować? Po jaką, kurwa, cholerę?

Białe Kocię...Moje kochane Białe Kocię...
 Wróciłeś.
Nie dasz rady przez to przejść sama. A ja jestem od tego, byś poczuła się pewnie.
Brakowało mi Ciebie.
Nie, nie brakowało. Dawałaś sobie spokojnie radę ze wszystkim. Czuwały nad Tobą siły. Ale ktoś, kto na Ciebie nie zasłużył, zbyt mocno Cię zranił.
Nawet nie wiesz,jak mocno. Pamiętasz, jak Ci mówiłam, że chcę miłości, żeby móc siedzieć na ławce w parku i trzymać się za ręce? Pamiętasz? To było najgłupsze marzenie na świecie.
Nie mów tak. Na świecie jest 7 miliardów ludzi. Skąd wiesz, gdzie jest Twoja połówka? To jest tak, że może była blisko (jakieś 20 km od Ciebie), a Tobie się wydawało, że ciągnie Cię do niego. I widzisz, to nie było to. Teraz już wiesz. Prawdziwa miłość znajdzie Cię sama. Nie będziesz wiedziała kiedy, ani jak. Nic nie rób, ani na nic nie czekaj. To przyjdzie naturalnie, a wtedy będziesz wiedziała, dlaczego ten typ musiał Cię zranić. Żebyś była szczęśliwa ze swoją połówką. Tą prawdziwą i jedyną. Każdy z nas ma takiego kogoś przypisanego. Koniec, kropka.
Może masz rację...
I jeszcze jedno: Będziesz wtedy czuła się kochana. Tak bardzo kochana, że będzie Ci głupio. Będzie chciał spędzać z Tobą każdą sekundę i nie będzie widział świata poza Tobą, wiesz? Tak właśnie będzie. Kiedyś. Jesteś młoda i tyle na Ciebie czeka...
Dziękuję. Może z każdym kolejnym dniem, będę patrzyła bardziej optymistycznie.Na razie czuję się strasznie. Zwłaszcza wieczorami, kiedy zostaję sama w pokoju. Gdy się sakleczycie, to ból nie jest taki straszny. Wiecie, gdzie Was boli i dokłądnie wiecie, jak temu zaradzić.  A gdy boli Cię w środku...To zaczynasz się dusić i nie możesz oddychać. Tak, tak, zabiłeś moje wnętrze. Jestem cmentarzyskiem uśmiechów i radości. Przechodziłam się ostatnio po nim i zapaliłam lampkę nad twoim nazwiskiem. Dla mnie już nie istniejesz. Przegrałeś swoją szansę. Pragnęło mnie trochę ludzi, a akurat ty dostałeś mnie praktycznie za darmo. I nie skorzystałeś, a wręcz odrzuciłeś. A teraz? Stwierdzisz, że nie znajdziesz drugiej mnie. Będziesz żałował. Ale przegrałeś sprawę. ;]
I dobrze mówisz. Przegrał. Niech da Ci święty spokój. Jeśli nie umiał docenić tego, co posiadał, to stracił to. I to on ma płakać, a nie Ty. Pamiętaj. Jesteś kobietą. Masz uczucia i swoją godność. Nie zasługujesz na takie traktowanie. A znajdzie się ktoś, dla kogo będziesz księżniczką. A teraz zmykaj się uczyć - to najlepsza metoda na rany. Zalep je nauką. Zmykaj, Kędziorku. 

piątek, 6 września 2013

NIGDY nie wchodźcie dwa razy do tej samej rzeki!

 Czym dla Was tu obecnych jest słowo "miłość"? Dla mnie,odkąd pamiętam, zawsze znaczyło walkę o związek, o siebie i wzajemną zgodność i szacunek oraz szczerość.Szczerość przede wszystkim. Ach, zapomniałabym o najważniejszym: miłość była jedynym pewnikiem w teraźniejszości, jako obywatel świata, gdzie panują wampiry - miłość, wierzyłam, że dzięki niej jesteśmy zdolni do wszystkiego, do oddania życia bla bla bla...A czym jest dziś? Nie wierzę w nią. Mówię z czystym sercem: prawdziwa miłość nie istnieje. I zapamiętajcie to lepiej dobrze, żebyście nie mieli złudzeń. Wiem już przynajmniej to i ja.
   A teraz zasada życia numer dwa: rodzice mają rację. To jest fakt. Niepodważalny. Zawsze, jeśli mówią, że coś się stanie: tak będzie. Może jesteście na etapie "moi rodzice wgl nie mają pojęcia o życiu". Jednak to nie do końca prawda. Jednak mają. To się nazywa: doświadczenie.
  A teraz jestem mądrzejsza o kolejne nowe (bardzo nieprzyjemne) doświadczenie. Boję się, że przez to, że wszystko się skumulowało(dodajcie do tego nowe liceum!) nie dam rady tego udźwignąć. Czuję się źle. Tak bardzo źle psychicznie, że notorycznie powstrzymuję się od płaczu. I wiecie co? Najlepszym lekiem na rany jest nauka. Żeby nie myśleć i nie płakać, trzeba zająć umysł. Ale nie wiem, na ile starczy mi sił. Mam wrażenie, że powinnam wziąć coś na uspokojenie. Ale nie mogę, bo mama zaraz zaczęłaby robić dochodzenie!
   Liczę na to, że mi po prostu pomoże czas i znajomi. Zauważyłam, że im dłużej z nimi jestem, tym bardziej udziela mi się ich radość życia i nie pozwalam sobie na to, by się załamać. Myślałam, że nie będę tą, która przeżywa. Ja w sumie nawet nie żałuję aż tak bardzo. Nawet jestem może wdzięczna. Po namyśle stwierdziłam, że nie za bardzo do siebie pasowaliśmy i może faktycznie nie miało to sensu? Jednak mam taki ciężar w środku. Może to jest po prostu "złamane serce"? Żal mi po prostu tego wszystkiego, że się zbyt emocjonalnie zaangażowałam. Wiadomo, że człowiek się przywiązuje do pewnych stanów rzeczy. Ja już zdążyłam się przyzwyczaić, niestety. Ale kto by się przejmował? Tyle teraz chłopaków. Zwłaszcza w liceum. Jestem wolna, niezobowiązana. Czy to nie cudownie? Muszę przyznać, że związki to nie jest to, w czym czuję sie rewelacyjnie. Tak trochę "uwiązano" się czuję. Teraz można oddychać, ale jednak mam coś w gardle. Szkoda mi tego, co było...Bo trzeba przyznać, że do pewnego momentu było przecież pięknie...A potem zaczęło się psuć. I taka mała rada na przyszłość dla chłopaków: dziewczyna czuje, kiedy się oddalacie, kiedy coś Wam nie pasuje, to wszystko jest WIDOCZNE. Miejcie tę cholerną odwagę mówić od początku nad czym myślicie, a nie jak kretyni, udajecie, że wszystko gra, jednocześnie zachowując się całkiem inaczej! To wszystko WYCZUWAMY, zaczynamy się martwić, a potem to już jest depresja. I po co? Nie można od razu? Wcześniej? Im wcześniej macie takie myśli, tym lepiej, bo można zaoszczędzić wiele łez i nerwów! Więc do jasnej cholery, bądźcie mężczyznami. A nie kompletnymi idiotami, którzy proponują pieprzoną przyjaźń. Jesteście poważni? Ja pierdolę, nikt mnie jeszcze nie doprowadził do takiego stanu. Dziękuję bardzo, wiem, czego nie robić na przyszłość. Ja dziękuję za tę całą "wielką i piękną" miłość, ja jej nie potrzebuję, wolę być sama, niż potem czuć to,co teraz. Jestem tak wnerwiona i cholernie jest mi przykro.
I wiecie co? Zostałam skrzywdzona! Nie boję się tego przyznać. Ale mam zamiar się zmienić. Mam już w dupie ten chory świat. Tacy jesteście? No to proszę, nie dziwcie się, że potem są z nas suki, które się Wami bawią. Jak ma być inaczej, jak poznajemy właśnie Was takich? Mówicie, że kochacie. Ha. Na jak długo? Miesiąc,dwa? Za często używacie tych słów. Albo się kocha, albo nie. Nie ma, że przeszło. Kiedyś ludzie mówili, że kochają. I oddawali życie. Mówili, że zabiją - zabijali. Dziś mówią, że kochają. Potem porzucają.

Pieprzcie się wszyscy ;]
dziękuję, dobranoc.

poniedziałek, 2 września 2013

Witaj, Unio

Stało się. Przeszłam progi Unii, znam zaledwie kilka osób/35, ale to już coś. Mamy 5 chłopców w klasie ( a może 6 nie pamiętam), na 35 osób. Dziewczyny można scharakteryzować w ten sposób: wyróżniała się grupa na 12-cm szpilach, w miniówach i platynowych włosach(jak one się tu dostały??) oraz grupa pięknych, ale wyglądających na rozsądne dziewczyny. Wszystkie były takie "dorosłe", wszystkie oprócz mnie oczywiście i dosłownie może 2 jeszcze dziewczyn. To chyba jeszcze inna grupa,ale tak nieliczna, że nie ma co się rozpisywać. Czy ja w ogóle kiedyś dorosnę?! Nieważne to raczej.
Wychowawczyni jest w porządku: uśmiechnięta, lecz stanowcza, starsza, ale nie moher, taka w sam raz. Mówiła składnie i ładnie, poruszyła sprawę szatni i okazało się, że nasza jest sektorem C(ach, jak do dostojnie brzmi), niedługo otrzymamy karty magnetyczne, legitymacje we wrześniu i oczywiście nasze spotkanie integracyjne odbędzie się w następny wtorek. O dziwo, lekcje nie zaczynają się codziennie o 7.30, lecz o 10.10 albo 9.10. Poranne wstawanie nie będzie mi więc doskwierać.
Poza tym jest chyba okej, no nie licząc tego, że Kocurek rzadko raczy do mnie napisać. Czas by się zobaczyć. No,ale ja się nie będę narzucać, skądże znowu. Jak to się mówi łaski bez. Czy za mną w ogóle można tęsknić? Może nie, ja tam nie wiem...;/

A jutro piękny pierwszy szkolny dzień. Trzymajcie kciuki!
directxKursory na stronę